- Zachowujesz się jak niewychowana wieśniaczka. - Rzuciła przez ramię Simone. W miarę cicho. Widocznie było to przeznaczone wyłącznie dla twoich uszu. Ponownie weszłyście przez wielkie drzwi, przestrzenną salę pełną portretów (zapewne przodków) i drogich waz. Ale na to już się uodporniłaś. Co za dużo, to nie zdrowo. Natomiast Simone przyglądała się z namaszczeniem każdemu przedmiotowi, co powodowało iż szliście o wiele wolniej. Droga w labiryncie korytarzy była inna niż wczoraj. W końcu lokaj wprowadził was do przestronnego pokoju na parterze, z fortepianem i przeszkloną ścianą na ogród. W pobliżu słyszałaś wesoły śmiech dzieci. Co pewien czas mamka rzucała bez przekonania: "Auguście tak nie wolno." "Luciano zostaw swoją siostrę." "Francesco nie bierz tego do buzi" i tak bez końca.
- Panienki chwilę tu poczekają. - mężczyzna skłonił się nisko i wyszedł na taras.
- Hm. To dziwne. - Simone przyglądała się bardzo zadbanemu fortepianowi, który zapewne kosztował więcej niż cała twoja roczna "pensja". Jednak coś w głosie dziewczyny kazało ci przypuszczać, iż chodzi jej raczej o sytuację, a nie o mebel grający. -
Naprawdę dziwne. Od kiedy to żona może załatwiać sprawy za swojego męża? Coś jest nie tak z tą rodziną, bardzo nie tak... - Słucham? W czym mogę pomóc? -
w tym momencie w drzwiach pojawiła się młoda kobieta.
- Czyżby mój mąż nie mówił, iż wyjeżdża?
Oczy Simone przypominały talerze. Zupełnie jej się nie mieściło w głowie: mężatka BEZ ZASŁONIĘTEJ TWARZY?!