Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2007, 15:51   #114
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Kamisori Yoake Shiro, Twierdza Ostrza Blasku; kwatera Satsumaty; godzina Togashi; 1 dzień miesiąca Hantei; wiosna.

Nagana Satsumaty wywołała żywe i szczere przeprosiny Skorpiona, który skłonił się shugenja głęboko. Kuni widząc to uśmiechnął się szeroko, skłonił głowę, i - ujęty przeprosinami - z miejsca oddalił sprawę.

Pożegnania były krótkie. Satsumata był wyraźnie zmęczony, więc żaden z jego gości nie czuł się komfortowo nachodząc go w środku nocy.

Akito i Manji w milczeniu szli do własnych kwater, nie bardzo wiedząc, o czym by tu teraz rozmawiać. Tak po prawdzie, każdy z nich miało też wiele na głowie, na tyle wiele, by preferować teraz milczenie.

Powiadają, że w miesiącu Onnotangu Pan Księżyc szczególną uwagę zwraca na Ningen-Do, Świat Żywych. Może i tak jest. Na pewno żaden z trójki pogromców oni nie wyspał się dobrze tej nocy. Fukurou z futonu wygonił sen prawdziwie przedziwny i dopiero trening pozwolił odpocząć zaprzątniętej nim głowie. Manji długo leżał z otwartymi oczami, wspominając prawdziwie szczęśliwe czasy w swoim życiu, analizując raz jeszcze, czy mógł dostrzec to, co wtedy dostrzec należało. A kiedy już zasnął, widział siebie jadącego galopem na koniu, strzelającego do dziwnych kształtów kryjących się wśród prastarych drzew. Męczący był to sen, z paru powodów. Jednym z nich było to, że wszelkie obrazy były niezwykle niewyraźne, i próba przypomnienia sobie któregoś na tyle wyraźnie, by był to obraz jaki można po prostu zobaczyć, była naprawdę trudna i wymagała sporej koncentracji. Innym, nieustające, i narastające poczucie zagrożenia. Jako dziecko Manji pływał w niedalekim stawiku. Było tam jedno miejsce, na które należało uważać. Tuż koło wodospadu prąd mógł wciągnąć pod spadającą wodę. Parę osób tak się nawet utopiło. Manji raz też omal nie postradał tam życia. Sen przypomniał mu to wydarzenie, ponieważ Skorpion czuł dokładnie to samo: powolne, nieustająco zbliżające się zagrożenie. Dlatego jechał galopem, by odsadzić je od siebie. By pozostawić je w tyle. Tak samo jak wtedy, bił rękoma wodę i wybijał się nogami najmocniej jak umiał, gdy wreszcie zrozumiał, że walczy o życie. I czuł jak strach wypełnia go powoli, jak sięga w nim coraz wyżej. Manjiego obudził z tego dręczącego snu jakiś hałas za oknem. Najbardziej irytujące było jednak to, że ostatnią sceną, którą Manji pamiętał, było, że jadąc, we śnie zauważył z
przodu coś, co było ważne, tak szaleńczo, niesłychanie ważne, co właśnie miał w tym śnie zobaczyć i... wtedy ten idiota, ten kretyński sługa za oknem potknął się z kłodami drewna do kuchni i obudził go. Ale obydwa te sny nie zmęczyły swoich właścicieli tak, jak zmęczył swojego sen Akito.

Zaczęło się od dawnego, dawnego wspomnienia. Akito znowu siedział przed kamiennym słupem, patrząc na imię Amoro, prostymi kanji krzyczącemu dumnie światu o swoim właścicielu. Tuż przed samym imieniem medytował samuraj z rodziny Kaiu, zaś obok niego leżały rozłożone narzędzia rzeźbiarskie.

Akito spoglądnął w niebo, na przesuwające się szare brzuchate chmury. Zapowiadało się na deszcz. W oddali strzelił piorun, oświetlając inne słupy, oraz niewielką sylwetkę przy jednym z nich. Kobiecą sylwetkę. Znajomą sylwetkę, na widok której Akito odczuł zawiązujący mu się powoli supeł w żołądku. Ruszył w jej stronę. Było coś ważnego, coś, co należało jej powiedzieć. Coś co on musiał jej powiedzieć. Coś... co więzło mu w gardle tym bardziej, im bliżej niej się znajdował. A ona... ona widząc go znieruchomiała. Piękne, czarne włosy falą zakryły jej twarz, gdy ona sama przywarła kurczowo do słupa, wtapiając się weń niemal. Kolejny piorun strzelił niedaleko. Dokładnie pomiędzy Akito i nieznajomą w pięknie zdobionym w opadające jesienne liście kimonie. Znak od Osano-Wo? Zdetonowany Akito siłą bezwładu postąpił jeszcze krok do przodu.

- IYEEEEEEEE!!!! - z rozdzierającym okrzykiem kobieta jednym, spazmatycznym ruchem wbiła sobie nóż w gardło. Bluznęła krew, wraz z nią, z brązowych oczu uszło życie. Czarne włosy rozsypały się falą po ziemi a sam Akito poczuł budzący się nań gniew. Gniewnie świszczał wiatr, gniewnie zdawały się przechylać ku niemu słupy Sunda Mizu Dojo, gniewnie falowała, szeptając z wiatrem trawa. Pewność, przekonanie o tym gniewie było - jak to możliwe chyba tylko we śnie - tak silne, że Krab podświadomie oczekiwał piorunu uderzającego weń, ciosu Osano-Wo, wymierzonego z pełną jego furią, już teraz, zaraz. JUŻ!

Ale miast tego znalazł się raz jeszcze przy słupie. Kaiu odetchnął głęboko, całkowicie skupiony podjął narzędzia i rozpoczął pracę. Hida zaś patrzył, czując jak poprzednie odczucia powoli, bardzo powoli w nim opadają. "Amoro. Tak. On był kimś złym. Nie ja."

Coś jednak nie dawało się uspokoić młodemu Krabowi. Coś nakazywało mu zachować czujność. Być gotowym, wbrew pięknej pogodzie, zalewającym polanę, jego i pracującego rzeźbiarza promieniom słońca, wbrew śpiewowi ptaków. Hida więc patrzył, patrzył, wbijając wzrok to tu, to tam, szukając powodu takiego uczucia... i nie znajdując go. Wbił wreszcie wzrok w rzeźbiarza i zmartwiał.

"Nie tak. On nie tak się poruszał."

Wraz z tym uświadomieniem, przyszedł paraliż. Jakby ołowiu wlano mu w kończyny, potężny Krab nie mógł powstać. Nie mógł dźwignąć się z sei-zan, oblewał się potem jak przy najgorszym treningu, a przesuwał się zaledwie o długość swego palca. Kaiu przekuwał kolejne kanji, a Akito mógł powoli wstawać, by wreszcie spojrzeć mu przez ramię.

Imię Akito było już prawie całe przekute. Pierwsze kanji zmieniło kształt niemal nie do poznania.

- Tet-su-... - wyczytał zmartwiały Hida.

Kaiu obrócił się, wyciągając doń narzędzia. Oczy Tetsujina, krucze pióra sterczące z jego włosów, smukłe palce tamtego, i ten sam szyderczy uśmiech ukazały się oczom Akito.

- Gomen, Akito-chan. To powinna być Twoja robota. O, proszę.

Ciało Akito postąpiło krok do przodu. Wzięło od tamtego narzędzia. Przyłożyło dłuto, wzniosło młotek. Zostało jeszcze jedno kanji. Jedno jeszcze kanji należało dokończyć.

"Jin"

Akito obudził się, zrywając się niemal z pościeli.

"Dzień dobry, braciszku. Dobrze spałeś?"

Głowa Kraba machinalnie obróciła się w stronę daisho-kake* stojącego pod ścianą pomieszczenia...

* daisho-kake - stojak na daisho
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 12-12-2007 o 18:43. Powód: Koniec Aktu Pierwszego będzie w następnym poście, po poście Abishai
Tammo jest offline