Świat wirował w koło. Napędzany szalonym Gniewem. Swoistym paliwem które zamieniało potężnego wojownika Crinos, w awatara siły, wytrzymałości, walki. Awatara którego ten kochał, uwielbiał i hołubił. Marek jak każdy wilkołak działał instynktownie. A w chwilach zagrożenia kochał swego awatara. Ulegał mu. Dawał się powodować swym gniewem, złością. Czcił swą siłę. Był potężny i niezwyciężony.
Uderzył z gniewem w ścianę. Ktoś by powiedział – ileż w tym komizmu! Ależ on głupi! Jak można uderzać w ścianę i liczyć… A jednak pod naporem mięśni paru-set kilowej bestii poleciał tynk, cegły, w ścianie pojawiły się wyżłobienia. Ulegała przed gniewem Ahrouna.
I może by uległa, ale ta ściana nie była zwyczajna. Ona żyła i przystąpiła do aktywnej obrony. Ciosy, wrzaski, warczenie, wycie, błyskawiczne ciosy. Parę sekund trwała walka tytanów. Dla człowieka były to byty o sile niemożliwej do objęcia umysłem.
W pewnym momencie Ahroun odepchnął się mocno odskakując. Poczym wciąż posiłkując się nadzwyczajną szybkością ruszył odpychając się wszystkimi kończynami w stronę wyjścia. Nie tyle taranując zaskoczonych towarzyszy, co raczej ponaglając i wypychając w stronę wyjścia.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |