Kelven spojrzał na barmana z powątpiewaniem: - To mi nie wygląda na zwykłą bójkę...
Przymknął oczy i spróbował się porozumieć z Pu-oh, swoją małą sówką, przebywającą na dachu gospody. Przekazane przez chowańca obrazy - choć niezbyt wyraźne - nie nastrajały optymistycznie. Płomienie? - pomyślał zdziwiony. - Coś się pali? Tutaj?
Obrócił się, by spojrzeć w stronę drzwi. Akurat na tyle wcześnie, by ujrzeć blondynkę opuszczającą pomieszczenie. - Biorę ten pokój - powiedział, rzucając na kontuar monetę. - To tytułem zaliczki. Zaraz wracam.
Nie zwracając uwagi na ewentualną reakcję barmana chwycił plecak i włócznię i wyszedł z karczmy.
Ujrzał elfa, pochylonego nad jakimś człowiekiem i, w oddali, żółto-czerwony odblask płomieni. Ciekawe, gdzie jest elfka...
Trzymając w ręku gotową do użycia włócznię, niemal niewidoczny w mrocznych zaułkach <ukrywanie> ruszył w stronę płomieni cicho jak cień <ciche poruszanie>.
Lecąca nad domami Pu-oh przekazywała mu informacje o każdym żywym obiekcie znajdującym się na jego drodze... Tak przynajmniej sądził... Mimo tego szedł bardzo ostrożnie. Nie miał pojęcia, co - lub kto - może stanąć na jego drodze. |