Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2007, 14:02   #116
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Północna brama Kamisori Yoake Shiro, Twierdzy Ostrza Blasku; terytorium Klanu Kraba; 1 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Nad ranem trójka wędrowców spotkała się na śniadaniu. Nader nietypowym i dość gwarnym. Co chwila ktoś się dosiadał, dorzucał parę słów, radę, przestrogę czy po prostu życzenia dobrej drogi. Ogółem, podczas długiego i bardzo sycącego posiłku, przez stół przewinęło się więcej ludzi, niż Smok, Skorpion i Krab sądzili, że znali.

Przed Akito rosła góra przesyłek, paczuszek czy zwykłych listów. Los kuriera przestawał wyglądać tak prosto i nieskomplikowanie, w miarę jak samuraj Hida musiał zapamiętywać kolejne miejsca i kolejnych adresatów. Któryś z weteranów, nikutai imieniem Hida Misagi Naoki, w pewnym momencie się nad nim zlitował, pokazując mu w jego papierach podróżnych i na mapie do nich załączonych jakie to miejsca, oraz ucząc go systemu zapisywania sobie co komu doręczyć.

- Sam byłem kurierem te parę lat temu, Hida-san - rzekł uśmiechając się - to dobra okazja by zwiedzić nieco Cesarstwo, więc rozglądaj się uważnie. No i powiem Ci, nie dziw się, kiedy będą zadawać Ci prawdziwie idiotyczne pytania o ziemie Cienia czy pomiot Nienazwanego.

Kapral pomógł też Akito wybrać, które z przesyłek mógł doręczyć, a które powinien zostawić nadawcom, choć olbrzymi Krab w duszy zżymał się sam przed sobą. Powaga jego misji, tej zleconej przez taisę, powodowała, że najchętniej odmówiłby wszystkim innym. Zalecana tajemnica jednak czyniła to niemożliwym.

Faktycznie, rozkazy taisy musiały zostać przekazane kuchennym, bo posiłek jakim Twierdza Ostrza Blasku żegnała trójkę samurajów był co najmniej wykwintny. Ryba z ryżem (białym!) i warzywami ustąpiła miejsca prawdziwemu rarytasowi - sushi, po którym zaserwowano jeszcze takoyaki i fasolowe ciastka. Każdy mógł najeść się do syta, a czarki z herbatą, misy z wodą czy czareczki sake były szybko uzupełniane. Żaden z bushi nie pamiętał tak dobrego jedzenia podczas swego tutaj pobytu, a że co chwila ktoś się dosiadał by zamienić parę słów, nie dało się też narzekać na towarzystwo.

Usługiwano im, aczkolwiek tylko Smok doczekał się osobistej służącej. Niewielka, drobna heiminka krzątała się wokół Fukurou spoglądając nań z oddaniem i stanowczo pośrednicząc pomiędzy nim i innymi sługami.

Poranek mijał w radosnym nastroju, pomimo nocnych kłopotów. Nawet samuraj Skorpiona miał wrażenie, że tutaj jego klan, maska oraz potencjalne motywy schodzą w cień wobec dotychczasowych dokonań. Paru zwiadowców lakonicznie i z aprobatą skomentowało jego bieg, któryś z Kuni, widząc krążek modlitewny od Satsumaty wskazał go i poważnym tonem obiecał modlitwę w intencji młodego Bayushi, co przypomniało Manjiemu o enigmatycznej prośbie Satsumaty i ponownie zmusiło go do zastanowienia się, w czyich właściwie ołtarzach powinien się pomodlić z tym właśnie krążkiem na wierzchu.

Wszystko co dobre, kiedyś się jednak kończy. Śniadania też nie są wyjątkiem od tej reguły, zatem w końcu przyszło wyruszyć. Akito przytroczył dodatkowe pakunki do siodła rosłego konia nieboszczka Kakity, lejce tegoż przywiązał do siodła swego konia, sporej wielkości ogiera, niemal dorównującego wielkością koniowi Żurawia, zwanego Kaze-no-Musko*, i zaczęły się kłopoty. Ogier kompletnie zwiódł samuraja Kraba, swą pozorowaną potulnością. Dopiero kiedy Akito znalazł się w siodle, bestia w zupełnym milczeniu potrząsnęła grzywą i bez uprzedzenia wierzgnęła nogami. Akito gruchnął na ziemię, przelatując nad opuszczonym łbem zwierzęcia, tuż obok struchlałego sługi, a obserwujący zajście strażnicy gruchnęli śmiechem.

Niewiele brakło, by Hida w gniewie zdzielił tak zwierzę jak i heimina, lecz tamten - może widząc reakcję, lub ją przewidując - padł na ziemię wołając:

- Gomen kudasai panie! Kazano mi przygotować konia kurierskiego i ten był jedyny!

Akito musiałby się schylać, by trzepnąć tamtego, zwęził więc oczy, powstrzymał odruch rozmasowania płonącego bólem barku, tłumacząc sobie, że przez ciężką zbroję żaden masaż jeszcze nikomu nie pomógł, i ruszył ku stojącemu w czujnym milczeniu zwierzęciu. Syn Wiatru chciał odskoczyć, ale w porę znalazł się przy nim Skorpion, który nic nie mówiąc złapał za lejce i w milczeniu podał Akito czerwone jabłko. Hida opanował pokusę zgniecenia jabłka na miazgę przed oczyma konia, miast tego podsuwając je mu, podsunął się doń bliżej. Uważnie Krab wspiął się na siodło i - ku zawodowi liczących na widowisko strażników - tam pozostał.

Tak Manji, jak i Akito dostrzegli, że koń był wyjątkowo silny. Pod ciężarem Akito w pełnej zbroi nawet się nie ugiął. Manji też wiedział, że to wcale nie koniec kłopotów, Syn Wiatru był dumnym zwierzęciem. Jabłko było najwyżej tymczasowym remedium.

Póki co jednak, jechali.


Inari Mura, prowincja Sasaryu, terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114, godzina Bayushi.

- Nie obarczaj, panie, Akodo Ichizo-sama moimi niedoskonałościami. Szczególnie teraz. Ja, w porównaniu z nim, to pęknięte naczynie, z którego… - skrzywiła usta, patrząc na duże, szorstkie dłonie Tsi Wenfu delikatnie przesuwające się po wyblakłej powierzchni czarki. – Spytałeś się mnie, panie, co o nich sądzę – ‘coś’ opuściło łeb i wycofało się odrobinę z jej głosu. – Powiedziałam ci więc prawdę. O starych, nieładnych czarkach, o prawdziwych i pięknych czarkach. Przyczyni mi ona wrogów?

Irytująco powoli błąkał się uśmieszek na twarzy Tsi Wenfu, irytująco powoli dla czekającej na jego reakcję Osy.

- Kowalem jestem, pani. Czemu miałbym wrogiem być komuś ze Szmaragdowych? Toż ich hurma za Tobą stanie, jak Ci włos z głowy spadnie. Źlebym odwdzięczył się memu panu za protekcję, jakiej mi udzielił, uchybiając w gościnie Szmaragdowej Namiestniczce. Nawet jeśli jedyny wyrób mojej zmarłej przedwcześnie żony zechce ona lżyć.

Keiko z wyraźnym trudem zdusiła w sobie słowa, które cisnęły jej się na usta. Odstawiła przesadnie ostrożnie czarkę na stół, jakby się bała, że zaciskające się w pięści dłonie, skruszą ją i zniszczą.

- Widziałam podobne uśmiechy wiele razy w Kaeru Toshi. Zazwyczaj towarzyszyły im równie znaczące słowa. Wtedy rozumiałam, teraz nie. Po co to, panie? Żeby zobaczyć głupią Osę, która, pomimo wdzięczności, mówi kilka słów, których wybaczyć nie będzie można?

Wenfu pokiwał głową.

- Również - odparł z zaskakującą bezpośredniością, patrząc młodej Osie prosto w oczy – Ponieważ jeśli taką Osę bym zobaczył, innej bym udzielił pomocy niż widząc Ciebie. Słucham zatem. Z czym przychodzisz pani?

- Chyba z nadzieją – powiedziała w końcu. – Że rozmowa z tobą i twoim synem, panie, pomoże mi zrozumieć i ocenić to, co się stało bez gniewu i niepokoju. Że może będziesz mógł, zechcesz udzielić mi jakiejś rady.

- Co się stało? - Powtórzył z namysłem Wenfu. – Dwu Jednorożców przekazało wiadomość bardzo skaczącej Osie. Jednorożce w tej okolicy są nie pierwszy raz, są pewnie częścią czyjegoś orszaku. Czyjego, nie wiem. Jeden był wyraźnie zniesmaczony sytuacją, drugi był nią zaaferowany. Cokolwiek mu powiedziano, zrobiło na nim wrażenie. Duże na tyle, że nie zadawał pytań, nawet mimo tego, że grożono mu bronią. Czy to celowe? Możliwe. Jeśli jednak tak, to jest aktorem wystarczająco dobrym by mnie zmylić.

Dziewczyna skuliła ramiona i nerwowym ruchem potarła kark.

- Tak, to stało się dziś. Przedwczoraj jednak dowiedziałam się, że jest ktoś, kto próbuje zniszczyć mojego ojca. Gdyby nie świadomość, że nie mogę obarczać Skorpionów za całe zło tego świata, powiedziałabym, że to jeden z nich. Ale to najprawdopodobniej Lew –zapatrzona w swoje zaciśnięte w pięści dłonie samuraj-ko, mówiła bardziej do siebie, niż do rozmówcy – dobry taktyk potrafiący myśleć jasno, ktoś, kto potrafi przewidywać ruchy przeciwnika, ktoś, kto wie czym jest honor, nawet jeśli sam go nie posiada. Ktoś z Kaeru Toshi. Ktoś, kto kazał poluzować hufnale. Więc nie, nie sądzę, żeby zachowanie Jednorożca było celowe, ale… oni także pojechali na południe. A ja nie spytałam, więc teraz mogę tylko przypuszczać z czyjego rozkazu i dokąd. I mogę się tylko niepokoić.

Tym razem przy stole zapadła długa cisza. Zutaka wbił w Keiko rozszerzone w zdumieniu oczy, najwyraźniej powaga sytuacji zaskoczyła go zupełnie, bo zamarł. Wenfu zaś w milczeniu posilał się, nie patrząc właściwie poza jedzenie, przez męcząco długi czas.
Wreszcie skończył jeść, złożył pałeczki na pustej teraz miseczce, podziękował za posiłek i rzekł:

- Gdy zmarła moja żona, miałem trzech synów i córkę. Z czego najmłodszy mój, ten tu nicpoń, miał mniej niż rok. Potrzebowałem mamki, niańki, kobiety. Potrzebowałem też przyjaciółki i kogoś, kto potrafiłby uczynić miejsce, w którym wtedy mieszkaliśmy domem, tak jak potrafiła to zrobić moja żona. Potrzebowałem też pieniędzy na pogrzeb.
Wenfu spoglądnął na Osę w zamyśleniu, wspominając dalej:

- Zrobiłem więc pierwszy w mym życiu miecz. Wykułem ostrze, które nazwałem Aijou**. Złożyłem je w niedalekiej świątyni Bishamona jako święty miecz i kułem następne. Wkrótce miałem pieniądze. Znalazłem mamkę, niańkę, stać mnie było na dobrą służbę, która zadbała o mój dom. To było ponad dekadę temu. Nadal szukam odpowiedniej kobiety, samuraju Osy nazwiskiem Akodo. I najpewniej nie znajdę, bo wolę poszukać kobiet dla moich synów, czy męża dla mojej córki. Twoja decyzja jest prosta, młoda kobieto, w oczach tego kowala. Choć podjęcie jej prostym nie będzie.

Kowal uczynił gest, jakby chciał wstać od stołu.

- Nie wiem czy rozumiem, to co chcesz mi powiedzieć, panie – powiedziała cicho. – Nie widzę przed sobą rozwidlenia ścieżek, tylko jedną drogę - tą, którą posłał mnie mój ojciec.

- Nią więc podążaj. Ani zaaferowany, ani zażenowany jeździec na niej Ci stanąć nie powinien.

- Myślisz, panie, że ktoś kto zlecił poluzowanie hufnali i podpalił dom, to ta sama osoba?

- Prostota rozwiązania za tym przemawia - odrzekł spokojnie Wenfu. – Czy komuś innemu było na rękę by spowolnić Twój wyjazd, Akodo-san?

- Nie – pokręciła głową. – Po prostu nie rozumiem po co? Czy nie powinien dalej kryć się w cieniu i snuć intryg? Po co wzniecać pożar i ranić, ryzykować jego śmierć, która da Tsuruchi-sama tak silną kartę do ręki.

Znowu minęła chwila, w czasie której zbrojmistrz ważył słowa, z kalkulującym spojrzeniem utkwionym w ikebanie.

- Pytanie, czy pożar naprawdę się wydarzył? Czy nie był tylko środkiem do zawrócenia Cię z drogi, jeśli przeżyłaś hufnale? Lub po prostu - do wytrącenia Cię z równowagi, pozbawienia spokoju ducha, zakłócenia Twego Chi? Wreszcie - skoro masz przed sobą jedną tylko drogę, czy pożar był istotny? Czy zmieni on cel Twojej drogi?

Wenfu spojrzał na dziewczynę w skupieniu

- Nie jestem nikim znaczącym. Nie uczyniłam niczego, co mogłoby uczynić mnie ważną figurą na tej planszy. Pożar? Po co tak wiele wysiłku, dla jednej niedoświadczonej Osy? Nie sądzę, by Jednorożec kłamał, wierzył w to, co mówi. I wiedział dokładnie jak wygląda służąca z naszego domu. I nie, nie zmieni to celu mojej drogi. Ale muszę się liczyć z tym, że nawet jeśli mi się powiedzie i powrócę do Kaeru Toshi, mój ojciec będzie martwy – jej głos załamał się lekko. – Dlatego to jest dla mnie takie ważne. Żeby wiedzieć.

- Ktokolwiek zastawił tak misterne wnyki nie jest durniem, dziewczyno - żachnął się Wenfu – Jak twierdzisz, śmierć Twego ojca daje mocną kartę jego panu. Albo zatem sojusznik Twego daimyo go wspomógł, dając mu tą kartę, bo w końcu poświęcić jednego samuraja dla rozstrzygnięcia sporu to droga ludzi wysoko stojących, albo wróg Twojego ojca ma wroga, któremu Twój ojciec nie jest przyjacielem. Ale, w obu przypadkach Ci, co go chcą w swojej sieci, wszystko zrobią, by tam pozostał - cały. Wreszcie, jak na kogoś, kto nosi nazwisko Akodo, małą wiarę pokładasz w honorze Lwów. Nie znasz li Lwa, co idąc za głosem honoru Twojego rodzica wspomoże w potrzebie, jak trzeba nawet zbrojnie, lub zastawiając go przed ciosem? Butny to klan i dumny tak, że pychą czy arogancją można tę dumę śmiało nazwać. Ale honor znają.

- Honor Lwów widziałam w Shir... – zacisnęła usta powstrzymując dalsze gniewne słowa. Wzięła głęboki oddech. – Lwy nazywają go Zdrajcą, tak jak Osy: Jedynym Honorowym Lwem. Nie potrafię powiedzieć jak głęboko ta niechęć czy nienawiść sięga, jak bardzo przesłania im wzrok. – Popatrzyła Tsi Wenfu prosto w oczy. – A Lwa z Kaeru Toshi, którego bez wahania potrafiłabym pokazać ci jako człowieka honoru, znam jednego.

- Tak... podobne osądy słyszałem tutaj na temat samurajów Osy. Nie dziwi mnie więc Twoja odpowiedź, Akodo-san. Nie mnie zapewniać o honorze Lwów, bo to nie słowa winny mówić o honorze lecz czyny. Jeśli więc nie przekonuje Cię, że Lew zadba, by poseł na jego ziemiach przeżył bo honor tego wymaga, to czy przekona Cię, że zrobi to dla zachowania twarzy? On*** kieruje życiem wielu samurajów, samuraje Lwa nie są wyjątkiem. Utrata twarzy, jaką wywoła śmierć posła nie jest na rękę Lwom, nie kiedy negocjacje z Małą Osą prowadzone są na rozkaz Głosu Cesarza.

- Tak, panie. Dziękuję ci za te słowa.

Wenfu już powstawał, jego spracowane dłonie oparte już były o blat a ciało właśnie dźwigało się w górę, gdy zamarł na moment. Usiadł z powrotem. Nalał sobie jedną jeszcze czarkę herbaty. Myślami był gdzie indziej, bo herbatę nalał bez odpowiedniego zamieszania imbryczkiem, przez co na pewno straciła ona na smaku.

- Nie rozważyliśmy jednej jeszcze opcji, Akodo-san. Kto najwięcej skorzysta, jeśli Akodo Ichizo zmarł w pożarze?

- Najprostszym wyjaśnieniem byłby wróg, który nie będąc Lwem może lekceważyć sobie ich interesy. Z drugiej jednak strony niewiele wiem o dyplomacji i dworskich intrygach – palce Keiko wystukiwały na lśniącej powierzchni stołu cichy, nerwowy rytm. – Zyskuje każdy, kto Lwów nie darzy sympatią. Może zyskać podwójnie, bo niechęć Doji Satsume-sama do tego klanu jest znana. Ale to tylko moje zgadywanie, za mało mam wiedzy, by powiedzieć czy i jak oddziała śmierć jednego dyplomaty na sprawy nie znajdujące się na linii konfliktu z Osami.

Kowal spojrzał na dziewczynę uważnie, jego wzrok zabarwiony był sympatią i... współczuciem?

- A wśród Os, Akodo-san? Szukałaś tam?

- Tsuruchi-sama zna honor i wartość mojego ojca. Wszyscy zresztą wiedzą, że w jego talii Jedyny Honorowy Lew jest unikalną kartą, wyjątkową. Takich kart się nie wyrzuca. Więc jeśli to jakaś… samowolna Osa, to zapłaci ona podwójnie.

- Czasami bywa tak, że jedyną winą samuraja jest to, że nie ma go przy jego panu by się bronić. Życzę Ci, by to nie był ten przypadek. Jeśli bowiem jest, to do złej osoby przyszłaś po poradę pani. Powinnaś udać się do kogoś ze swoich.

* * *

Na podwórzu rozpalono już lampiony, pomimo promieni słońca znaczących ziemię i budynki rdzawymi smugami czy jednostajnych uderzeń młota dochodzących z kuźni, jednoznacznie i donośnie ogłaszających, że dla Tsi Wenfu nie nadeszła jeszcze pora odpoczynku.

Keiko zacisnęła mocniej pas, którym przymocowany był do końskiego grzbietu jej daikyu. Wałach nawet na nią nie spojrzał, melancholijnie wpatrzony w chropawą ścianę domu.

"Jak krowa, zupełnie jak krowa na pastwisku". Gwałtownym ruchem zapięła mocniej popręg. Koń popatrzył tylko na nią ze spokojnym wyrzutem. "To beznadziejne. On nadaje się do wyścigu z czasem tak samo jak ja do uprzejmej konwersacji. Michiko wiedziałaby co odpowiedzieć, jak spytać się o to, o co pytać się nie powinno".

- Powinnaś udać się do kogoś ze swoich.

Kowal delikatnie obracał czarkę w swojej szorstkiej, dużej dłoni cierpliwie czekając na odpowiedź samuraj-ko. Jednak jedyną odpowiedzią były rozszerzone nagle oczy, wypełzający na jej policzki blady rumieniec i nerwowy ruch dłoni.

"Pomyślałam wtedy o Akodo Noriko. Pomyślałam własnej matce. I ta myśl smakowała zdradą".

Jej milczenie zakończyło rozmowę. Tsi Wenfu powrócił do przerwanej pracy, Zutaka w zamyśleniu bawił się pustą czarką, nieświadomie powtarzając gest swego ojca. Keiko zaś ze spuszczoną głową mięła w palcach brzeg swojego kimona.

Teraz, Zutaka stał oparty ramieniem o prosty, drewniany filar podtrzymujący zewnętrzny daszek, który wejście do domu przed ostrym słońcem lub niepogodą. Samuraj-ko, już ubrana w zbroję, bawiła się trzymanymi w dłoni lejcami.

Pożegnanie jest krótkie, pozbawione zbędnych uprzejmości i rytuałów.

Skłoniła się lekko przed chłopakiem.

- Dziękuję za gościnę. Niech Fortuny sprzyjają waszemu domowi.

- Tobie też, pani.

Siedząc już na koniu, dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie.

- Mam nadzieję, że kiedyś nasze drogi skrzyżują się jeszcze.

Keiko nie obejrzała się za siebie ani razu. Wyjazd z Inari Mura przyniósł jej ulgę – mogła teraz skrzywić usta i nie pilnować wyrazu twarzy; mogła przeklinać cicho i głośno, wściekła i smutna jednocześnie. I mogła żałować, że tego jednego pytania, które uświadomiła sobie podczas rozmowy z Tsi Wenfu, nie wolno jej było zadać.

"A co, jeśli pożar i rana zostały zaaranżowane przez samego Akodo Ichizo?"


Koniec Rozdziału Pierwszego



* Kaze-no-Musko - Syn Wiatru
** Aijou - miłość, smutek
*** On - twarz, reputacja
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 21-01-2008 o 14:03. Powód: Wstawiłem rozmowę Keiko i Tsi Wenfu
Tammo jest offline