Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2007, 13:33   #11
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Wiosna roku 2512. Lasy w Averlandzie. Na południe od wsi bez nazwy

Dla osób obeznanych z przyrodą, lasem, ściółką i zwierzyną. Dla tych którzy żyją w ciągłej podróży. I dla tych których życie i zdrowie zależy od umiejętności oceny pogody i warunków podróży. Dla tych osób każdy poranek jest inny. Powietrze, wilgoć, chmury. To wszystko to znaki, które dają sygnały i pozwalają podjąć właściwą decyzję. Ale jest coś jeszcze. Każdy poranek jest inny. A w dniu kiedy trzeba opuścić ciepłą chałupę, gdzie ogień miło trzaska, a strawa czeka każdego dnia. Gdzie spokój i bezpieczeństwo. Takiego dnia pogoda zawsze zdaje się parszywa. Jest zimniej, wietrzniej. Jakby sam Thal podpowiadał: zostań. Nie ruszaj w drogę. Tyś człek. Nie dla ciebie leśne odstępy.

Ruszyli.

Deszcz siąpił. To też większość była dość markotna i małomówna. Każdy opatulał się tym co miał. Na przedzie jechał Felix. Droga była tutaj dobra, szeroka. To też koń stąpał spokojnie. Z wprawą i rutyną ignorując jak jego kopyta zapadały się w rozmiękłej ziemi. Gorzej było z wozami. Dwa takie, ciągnięte przez wielkie zwierzęta stawiały opór. Ale konie jakby ignorując opór szły swym mozolnym tempem. A w koło wielu piechurów. Każdy jeden chłop wielki jak niedźwiedź. Przy bokach mieli miecze, a topory nie przystosowane do rąbania drewna. Nie jeden miał łuk czy kuszę. Zagadnięci odpowiadali że to dla ochrony przed dzikim zwierzem, a polowania by podróż umilić świeżym mięsiwem. Koło Felixa na przedzie jechał Keppling na gniadoszu. A za nim kolejnych dwu konnych. Pozostali podążali pieszo.

Kawalkada poruszała się dość spokojnym tempem. Pogoda zdawała się nie robić na nikim wrażenia. Koło południa zdaje się że Thal ustąpił widząc że deszczem nie przekona podróżnych by odstąpili od jego królestwa. Z początku nieśmiało z za chmury wyszło słońce, a niewiele później z nieba ustąpiły chmury prezentując piękną wiosenną pogodę. Wspaniały widok na parującą dolinę. I tylko rozmiękła ziemia zdawała się wspomnieniem zimy.



Wraz z poprawą pogody i humory się podniosły. Ludzie poczęli rozmawiać, dyskutować, śmiać się, żartować. Drwale zdawali się kompanią prostoduszną i szczerą. Rozmawiali otwarcie. Wnet Felx poznał się że wielu z nich myśli o dobrym zarobku i takiej swej przyszłości.
- Po tym będę pił, pił i pił. Przez miesiąc albo i dwa nie będę nic robił. – jeden rudzielec z błyskiem w oku opowiadał swój plan. W koło wszyscy zaśmiali się rubasznie.
- I z dziewkami prowadził się na siano Uwe. Znamy się! – znów śmiech.
- A ja wydam córe. Trza jej posag sprawić. Dobrego chłopaka ma co o jej rękę się stara. Kupie ze dwa konie…
- Ziemie. W ziemie inwestuj, a jak będą się budować to i pomożemy. Drwa im będzie dostatek.
- Oczywiście. No tak. A jak ci! – odpowiedziało kilku ochotnie.

- Zdaje się żeście nie po drwa, ale po złoto wyruszacie. – zagadnął Felix.
Keeppling spojrzał na niego uważnie.
- Nie ma co mamić ciebie. Ruszamy w daleki las po drwa. Ale nie byle jakie. Dostaliśmy zlecenie. Cesarska flota potrzebuje drwa na stengi i kolumny. Ma powstać największa flota z największymi okrętami jakie świat widział – w oczach Keeplinga widać było błysk pasji – Niech Ciebie nie zwiedzie nasza grupa. To dopiero początek. Zakładamy bazę. A w miesiąc dotrą do nas nasi bracia. To dobre zlecenie i dobry pieniądz.
- Spójrz na nich – ciągnął Rolf wskazując swych ludzi – są w zawodzie od wielu lat. Ciężkiej pracy. Mają swe rodziny, plany, przyszłość. Dla nich to okazja aby w końcu dobrze zarobić. Dlatego nie cofną się przed niczym. Jakby te konie okulały, to wozy poniesiemy na swych barkach. Zwłaszcza że spieszno nam. Nie tylko nam zapłacą za te drwa. Dlatego spieszno nam przewodniku. To też obierając trasę miarkuj to. I nie oszczędzaj ludzi i koni. Nie przyszli my tu dla odpoczynku.

***

Wiosna roku 2512. Streeisen w Averlandzie

Karczma byłą gwarna. To taka muzyka, kiedy wiele osób przychodzi, wychodzi, siada, mówi, pije, śpiewa, śmieje się. Kufle zderzają się ze sobą. Łyżki trą o dno mis. Buty wystukują swój rytm. W powietrzu unoszą się zapachy piwa, potu, kurzu, strawy. Karczma stawała się miejscem gwarnym i rozliczni do niej zaglądali.

Na sali było wiele osób, to też nie szukając kogoś konkretnego, trudno było dostrzec kogo innego niż Ciżbę. Byłą i Hania wpatrzona w dal. Prosta dziewucha, ale kto wie? Może marzycielka i romantyczka? Może zasługiwała na co innego? Może tylko marzyła o księciu z bajki? Czy coś w tym złego? I jakie to niby ma znaczenie?

- O! Jesteś – rozpromieniła się dość magicznie wyczuwając obecność mężczyzny.
- Słyszałam że zostaniesz u nas parę dni. To miło. – uśmiechnęła się miło – Jak chcesz mogę ci sama przygotowywać śniadanie z rana. A może opowiedział byś jakąś historię ze świata.
- Czemu nie? – Kacper poczuł się lekko rozbawiony prostoliniową propozycją.
- Widać żeś bywały. Dużo podróżowałeś?
- Zwiedziłem trochę świata.
- Och…
- Ale Streeisen nie znam tak bardzo. Haniu, powiedz gdzie jest Uber Strasse?
- A to ulica obok rynku południowego. Jak wyjdziesz to w lewo. Kieruj się na sam dół. Dojdziesz do rynku. Tam ulica w lewo to bedzie to co szukasz. Czego konkretnego ci trza?
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline