Harry przełknął ślinę i pożałował, że się odwrócił. Był teraz żołnierzem, lecz nie oznaczało to że miał wyłączone uczucia, a już na pewno nie współczucie i żądzę zemsty. Nie był sanitariuszem, był żołnierzem.. Krew przelana, krew niewinna,
czy jest tak naprawdę inna? TAK
Więc naprzód, do boju,
upaprajmy ich dzisiaj w tym gnoju.
Albowiem żadna broń, ni osłona,
nic nie pomoże - dzisiaj się to wykona.
Te słowa same układały się w głowie Harryego. Nie poznawał siebie. Zawsze był logistykiem i matematykiem - pisarstwo po prostu do niego nie pasowało.
Jednak wykrzyczane słowo "TAK" wciąż rozbrzmiewało w jego uszach, choć go nawet nie wypowiedział. Wiedział jednak co musi zrobić.
Nałożył drugi ze swoich granatów błagając Boga o tę odrobinę szczęścia, by trafił on w bunkier. Wiedział, że to nie miało sensu - wszak Bóg stanowczo nie popierał takich wojen, jednak Harry wiedział (podobnie jak reszta amerykańskich żołnierzy), że jeśli teraz zniszczy bunkier, zginie znacznie mniej ludzi.
Wycelował i wystrzelił patrząc na tor lotu granatu jak dziecko patrzy z nadzieją na cukierka, który jest tuż poza zasięgiem jego ręki. |