Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2007, 00:49   #12
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Streissen w Averlandzie, wiosna 2512 roku, mieszkanie Killiana Corta

Kilian upadł ciężko na podłogę, laska wypadła mu z dłoni, w ręce kobiety błysnęło obnażone ostrze noża.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy – wystraszony, lekko drżący głos; głos doskonale mu znajomy.
Sycząc z bólu przez zaciśnięte zęby, podniósł się powoli do pozycji siedzącej. Oparł przedramiona na podciągniętych kolanach i dopiero wtedy podniósł wzrok na kobietę.
- Nie chcesz? Więc po co ten sztylet? Co ja takiego zrobiłem, co zrobili inni, że go teraz na mnie wyciągasz?
Słowa były ciche, niewiele głośniejsze od szeptu, a jednak kobieta cofnęła się gwałtownie. Z potrąconego taboretu z cichym szelestem zleciały na podłogę zakurzone pergaminy.
- Nie rób nic głupiego. Nie ruszaj się! Ja… nie chciałam cię okraść. Ktoś tu był. Rozumiesz? Chciałam tylko sprawdzić…
Bajarz rozejrzał się po pogrążonym w półmroku pokoju. Tak, ktoś przeglądał jego rzeczy: wywrócił woluminy poskładane na schludny stos, wyciągnął kilka ubrań z szafy, poprzewracał buteleczki z inkaustem, przesunął niewielki parawan oddzielający kąt sypialny od reszty pokoju. Nie potrafił w tym momencie powiedzieć, czy coś nie zginęło.
Potarł palcami skronie.
- Posłuchaj – powiedział po chwili. – Wierzę ci i ufam. Pomimo tego bałaganu, pomimo noża, który trzymasz w dłoni. Lecz i ty uwierz mi i zaufaj: nikt cię tu nie skrzywdzi. Teraz wstanę, bo kości bolą mnie jak zaraza i zrobię herbatę. Dla nas obojga. A ty w tym czasie opowiesz mi co się stało. Dobrze? A jeśli martwi cię poblask ognia, usiądź tam – gestem ręki wskazał na stojący koło szarego parawanu stołek.
Patrzył w milczeniu jak chowa nóż i siada we wskazanym przez niego miejscu. On sam powoli podniósł się z ziemi. I może właśnie ten ruch przywołał na powrót poczucie zagrożenia.
- Przepraszam, ale muszę iść. Ja… idę.
Kilian odwrócił ku niej twarz, na której księżyc uwypuklił poszarpaną sieć blizn. Lekko skinął głową.
- Dobrze, idź. Wróć tylko, proszę.

* * *
Szybko przeszła z mroku mojego mieszkania w mrok mokrej ulicy. Z pośpiechem, rozgorączkowaniem zaostrzającym ruchy jej ciała. Nie chcę myśleć, że z ulgą.

Ostatnio często o niej myślę. O tej kobiecie bez twarzy, bez imienia. Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy, chciała mnie okraść; gdy zobaczyłem ją po raz drugi, chciała zaspokoić swoją ciekawość; gdy zobaczyłem ja trzeci raz i wszystkie kolejne razy, chciała po prostu porozmawiać. Kłamałbym gdybym powiedział, że nie wiem czemu. A jednak, pomimo całej mojej wiedzy o niej, wiedzy, która znacznie przekracza nieznajomość jej twarzy, imienia, koloru włosów, oczu, miejsca zamieszkania, pomimo niej pozostaje ona dla mnie tajemnicą. Jest jedną z niewielu tajemnic w tym szarym, brudnym mieście.
Być może jedyną.

Być może to znużenie ludźmi, ich opowieściami, ich potokami słów, w których tak niewiele jest prawdziwych. Być może dlatego tak urzeka mnie jej milczenie, jej zniknięcia, być może pociąga mnie w niej właśnie to, że nie znam jej, że nie potrafię stworzyć jej spójnego obrazu. Ciągle podsyła mi nowe elementy układanki, tak jak dzisiaj. Jej zagubienie, jej strach, jej bezradność nie były kłamstwem. Nie były, choć przecież tak bardzo do niej nie pasują.

Co jest miarą zaufania? Ilość wypowiedzianych słów? Czas wspólnego milczenia? Biel obnażonej skóry? W jej przypadku, miarą zaufania zawsze były powroty.
Nie wiem czy wróci tym razem.

Czy powinienem ją zatrzymać? Wiem, że bym mógł. Słowa są potężnym narzędziem i wiem, dobrze wiem, że potrafiłbym użyć odpowiednich. Lecz to byłby przymus, a wszystko co wzięte pod przymusem jest gwałtem. Nawet jeśli ten przymus nie nosi znamienia brutalności.
Przymus napawa mnie obrzydzeniem.
Nie mogłem więc zmusić jej, by opowiedziała mi swoje zagubienie i strach, swój niepokój i pragnienie. Nie mogłem. Nie chciałem. To byłoby zafałszowana opowieść.

Długo stałem oparty ramieniem o ramę okna, nim zamknąłem okiennice i rozpaliłem ogień. Długo też siedziałem przy chwiejnym świetle kaganka, patrząc na pustą kartę pergaminu leżącą obok mojej dłoni. Ciągle nie wiem, czy dobrze zrobiłem.
 

Ostatnio edytowane przez obce : 15-12-2007 o 12:12. Powód: literówki
obce jest offline