Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2007, 04:46   #118
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Każda podróż rozpoczyna się od pierwszego kroku - Tao Shinsei.

Ludzie uczą się na dwa sposoby. Na własnych błędach i na własnej głupocie - Bayushi Tangen, "Kłamstwa"

Po co jest przeszłość, jeśli nie po to, by się z niej uczyć? - Asahina

Podróże kształcą - powiedzenie Ide.


Rozdział drugi - Przeszłość i podróż



Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; godzina Amaterasu, 2 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Kata rozluźniło mięśnie, rozgrzało je, wygnało zimno, skradające się niczym złodziej, choć nie lekkie zmęczenie, które kobieta postanowiła zignorować.

Kamień toczył się ku Kyuden Tonbo, w górach tocząc się zręcznie acz ostrożnie, jak wiele innych przed nim. Ci, którzy przebiegali góry, wiedzieli jak to robić. Znali cenę, jaką przychodziło zapłacić za zbyt pospieszne tempo, zbyt wielki dystans. Przejść mniej, ale iść stale, było lepsze niż drugiego dnia nie móc iść w ogóle.

Kyoko musiała tylko uważać na roztopy w tej drodze - one były najbardziej zdradliwe. No i ewentualne załamanie pogody. Ale patrząc po czystym niebie, to się jej raczej dziś nie przytrafi...


Rok 1113 wg Kalendarza Isawa; godzina jazdy od Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; 20 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna.

Na zewnątrz wciąż słychać było rwane odgłosy przybierającej na sile kłótni. W jaskini zaś Mai konała, albo była temu bliska, a walcząca z własnym bólem i niepewnością dotyczącą oka Yuuki musiała jeszcze zmierzyć się z narastającą rozpaczą. Mai była jej przyjaciółką. Daidoji Sanzo - jej panem, a misja powierzona przez Kakitę, powinnością. Decyzja powinna być prosta. Honor powinien wskazywać drogę, bushido dawać wskazówki, a przodkowie czuwać nad właściwym wyborem.

Nic z tego. Mai nadal umierała, nadal mając informacje na temat Yukiko, najdroższej niemal pod słońcem osoby dla samej Yuuki. A Daidoji Sanzo nadal nie miał wiadomości, którą jego samuraj powinien mu przynieść.

A Yuuki nadal miała decyzję do podjęcia i nie wiedziała co zrobić. Chciała, by była tu jej matka, z jej spokojną i niezachwianą pewnością co robić. By był tu jej nieporuszany przez nic ojciec, który upokorzenia i zaszczyty przyjmował z tym samym stoicyzmem. Ona nie miała żadnej z tych cech. Emocje przewalały się przez nią czyniąc ją w rezultacie niezdolną do jakiejkolwiek akcji.

Może poza wrodzoną czujnością chyba całej rodziny Daidoji. Yuuki nadal nie była przekonana, że poza nią i Mai nie było w jaskini nikogo. Nie wiedziała, czy tłumaczyć to obecnością trzeciego więźnia, przyczajonego obserwatora, czy po prostu niesamowitym, jeżącym włosy na karku uczuciem, jakiego doznała wtedy, w tej kapliczce, gdzie razem z przyjaciółkami wywoływały duchy. Podobno Emma-O obserwuje umierających, na samą myśl o jego posępnym spojrzeniu zaglądającym do tej jaskini wzdrygnęła się, rzucając niespokojne spojrzenia na boki.

Nie była pewna, czy wszystkich ich dopadli. Fakt, mieli shugenja. Ale przed nią jechał Kakita-sama, ba! jechał! mknął z wiatrem w zawody, przylgnąwszy do łba konia niczym druga skóra! Nic nie mogło go powstrzymać, nic!

Uspokoiwszy samą siebie tym zapewnieniem dziewczyna opadła na kolana przy Mai, starając się otrzeć skronie dziewczyny z potu. Gdy zajdzie potrzeba, nikt tak sprawnie nie potrafi oszukać, jak my sami.

Kosaten Shi...ro.

Nazwa uzupełniła się sama wywołując na policzkach dziewczyny rumieniec upokorzenia. Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, największa twierdza rodu Daidoji na granicy z Lwem, punkt, który Daidoji Uji-sama, pierwszy jej rodu obrał na siedzibę. Zamek pana jej pana.

"Najlepszy dowód, że nie myślę sprawnie", zbeształa się dziewczyna, koncentrując się na stanie przyjaciółki. Wachlowała ją dłońmi, ocierała czoło, i nasłuchiwała majaczeń, próbując złożyć wszystko w jedną całość. Niewiele więcej się dowiedziała. Tylko jeden fragment majaczeń cokolwiek jej powiedział. W nazwie gospody był jastrząb.

Ile minęło? Nie była w stanie powiedzieć. Nic jej nie ostrzegło. W jednej chwili opiekowała się Mai, w następnej piekący ból rozlał się od karku w górę głowy i w dół, wzdłuż kręgosłupa. Ciemność zapadała szybko, a jeszcze szybciej przyszedł paraliż i niezdolność do wykrztuszenia choćby dźwięku.

"Zawiodłam?"


* * *

Otworzywszy oczy Yuuki spojrzała na jedzącego w spokoju trawę królika, odległego ledwie na wyciągnięcie ręki.

"Jeszcze nie."

Zmierzchało się. Cienie były znacznie dłuższe niż jeszcze chwilę temu. Kierowana impulsem dziewczyna sięgnęła ku zwierzątku, płosząc je. Nagły ruch zaalarmował pozostałe króliki i te prysnęły na wszystkie strony, stanowiąc przezabawny widok, gdy chowały się w krzakach. Yuuki uśmiechnęła się. I spoważniała.

Gdzie była? Gdzie były jej miecze? Koń? Dotknęła twarzy. Jej zadziwiona dłoń niezgrabnie przesunęła się po pospiesznie improwizowanym opatrunku z jej własnej chusty oraz liści paproci i odrobiny bandaży. Obandażowane miała też lewą nogę w kostce i prawe przedramię.

Ktokolwiek ją tu zostawił, nie życzył jej źle. Pytanie, gdzie był.

"I kim był, czemu to zrobił, co z Mai..." popłynął strumień gniewnych myśli. Pytanie o Mai przywiodło na myśl Yukiko.

"Żyje..."

Na samą myśl miała ochotę śpiewać. Poderwawszy się, Yuuki spojrzała na znacznie niżej wiszące teraz słońce i ruszyła żwawo na północny-wschód. Wątpiła, by przetransportowano ją daleko, przemykała się więc ostrożnie w stronę, w którą sądziła, że jest zamek. Przynajmniej, w tamtą stronę był, kiedy uciekali przed siłami Trzynastu Kciuków...


Wioska Ślepej Drogi, Prowincja Hyumisa, terytorium Klanu Żurawia; koniec godziny Bayushi, 12 dzień miesiąca Hidy, zima 1112.

- I wtedy - ciągnął opowieść młody, przystojny szermierz - dobyłem ostrza. Wiedziałem doskonale, że bandyta był tylko mocny w gębie. Wszystkie jego przechwałki mówiły o tym jednym zabójstwie, jakie dokonał, a przecież urzędnik był już starcem! "Bandyto! Psie bez czci i honoru! Jedyne co dokonałeś, to zamordowałeś starca z żoną we śnie! Szykuj się na śmierć!" To rzekłszy, sprawiłem go jednym ciosem, tak jak obiecałem synowi zamordowanych.

Gonji dokładał do ognia słuchając w ponurym milczeniu. Szósty dzień. Niemal tydzień minął, odkąd dwaj samuraje Żurawia, oddzieleni śnieżycą od orszaku swojego pana musieli szukać schronienia. To już szósty dzień, kiedy przodkowie obu Kakita grali w kości z Emma-O o życie swoich potomków. Szósty dzień, kiedy szczęście sprzyjało rodowi Kakita.

A przynajmniej tak by powiedzieli poeci. Gonji nie był poetą. Był rolnikiem, a teraz starcem, który zbierał drzewo. I doskonale wiedział, że dwaj Kakita żyją, ponieważ Uchinosuke trzyma swoich ludzi żelazną ręką, i nie pozwala zabić paniczyków, w nadziei, że Ci znudzą się, śnieżyca ucichnie a samuraje wreszcie podążą za swoim panem, znikając z wioski. Wioski, która przecież gości nie miała prawie nigdy. Ale cierpliwość Uchinosuke wyczerpywała się już, i szybciej chyba tylko mogło wyczerpać się szczęście przodków obu Kakita. Gonji znał to z własnego doświadczenia. Dziś będzie trzeci już raz kiedy zakradnie się do kuchni nocą, pod pretekstem oporządzenia paleniska, i rozcieńczy sake przygotowane dla obu samurajów, upewniając się w ten sposób, że będą spali na tyle czujnie, by zbiry Uchinosuke nie mogły ich zaskoczyć. Jeśli będzie miał szczęście, nie zostawi śladów i nikt się nie domyśli, że to jego sprawka. Jeśli będzie miał szczęście, głośny dureń nie wspomni przy śniadaniu o paskudnie rozcieńczonej sake. Jeśli nie... to będzie w wiosce mniej o jednego starego drwala, bo Gonji nie sądził, by Uchinosuke puścił go żywym.

"Co on by zrobił? Co zrobiłby Bezimienny? Jak przekazałby wiadomość?"

Gonji pilnował ognia, mimo uszu puszczał kolejną opowieść głośnego durnia i łamał sobie głowę nad całą sytuacją.

Wszystko zaczęło się sześć dni temu. Milczący ronin na własnych plecach przyniósł do wioski nieprzytomnego towarzysza w błękitnosrebrnym kimonie, z drogim daisho za obi, i padł niemal nieprzytomny przed gospodą. Uchinosuke powstrzymał swoich przed kradzieżą czy zabiciem obu chłopców. Oyabun miał łeb na karku, i doskonale wiedział, że jeśli Kakita ma własnego yojimbo, to ktoś Kakity będzie szukał. Dlatego głośny dureń obudził się w najlepszym pokoju gospody, i tam, podpytany przez uroczą Sumi, ochoczo opisał swoje zgubienie się w śnieżycy, próby odnalezienia orszaku, upadek do niemal zasypanego śniegiem kanionu oraz ratunek, jaki niebiosa zesłały mu w postaci Kakity Dai, towarzysza podróży, który idąc po jego śladach w pojedynkę odnalazł go i wyniósł na własnych plecach.

Wtedy milczący zareagował gniewem, unosząc się z półoparcia o ścianę rzucił:

- Yose!* Nie po to ruszam na musha shugyo, byś niczym papla wygadywał co Ci ślina na język przyniesie, Higatsuki!

Był to też jedyny przypadek, kiedy głośny dureń naprawdę się zamknął, jak to później wszystkim relacjonowała Sumi. Milczący był ewidentnie bardziej rozgarniętym z tej dwójki, on też, popisem szermierczym następnego dnia, zniechęcił zbiry Uchinosuke do pomysłu frontalnego ataku.

Ale to wszystko jedynie odraczało ostateczny wynik, chyba, że w końcu uda mu się przekazać wiadomość... Gonji na początku nie sądził, by to było konieczne, ale głośny dureń naprawdę kusił los. Już sama jego obecność zmusiła ludzi Uchinosuke do ukrywania się, a oni wyjątkowo źle znosili, kiedy coś w ICH wiosce zmuszało ich do zejścia do podziemi. Do ukrywania się. Lubili swoją władzę, lubili ją bardziej niż cokolwiek innego. Kakita, swoją obecnością przypomniał im o tym, że ta władza jest ich tylko chwilowo i samo to już bardzo im się nie podobało. Wszelkie szanse jakie dwójka miała, kiedy Uchinosuke obawiał się, że ktoś może przyjść za nimi Higatsuki rozwiał swoją opowieścią zaraz po przebudzeniu. Gonji nie dawał dwójce szans przeżycia, ale na szczęście milczek Dai w ramach porannego treningu wykonał serię kata popisując się niewiarygodną jak na swój wiek szybkością i umiejętnościami, i obserwujący to z ukrycia odtąd nabrali doń zdrowego respektu. Ale - zdaniem drwala - Higatsuki robił co mógł, by ich przekonać do ataku. Po pierwsze, ile mógł starał się uwodzić kobiety, które bandyci przywykli już uważać za swoje. Po drugie, w każdej opowieści przechwalał się niczym młody kogut, niezmiennie mówiąc o pokonanych roninach, brudnych roninach, zawszonych roninach. Po trzecie, był strojny, przystojny, dumny i pyszny niczym, nie przymierzając, paw. Gonji czasem drapał się w głowę, zastanawiając się, czy ów paniczyk wie, jak bardzo samym swoim widokiem kłuje w oczy i czy przypadkiem nie celowo dolewa oliwy do ognia. Bo na roninach się nie znał na pewno, każda kolejna jego opowieść wywoływała u starca najwyżej pogardliwe skrzywienie warg.

Słysząc kolejną zaczynającą się o dzielnym Kakita Higatsuki-sama opowieść, Gonji zgrzytnął zębami. Na bohaterach i opowiadaniu młodzian też się nie znał...

* yose(i) - zostaw
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 20-03-2012 o 00:37. Powód: literówka w imieniu
Tammo jest offline