Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2007, 12:14   #232
Tevery Best
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
Robin i Killian
Pielęgniarka westchnęła i zdjęła z szafki nożyce.
- To Anthony, nasz miejscowy menel i lekoman. To w gruncie rzeczy dobry człowiek, ale straszny hipochondryk. Wierzy, że każdy zarazek jest gotów go zabić, więc przyjmuje absurdalne dawki wszystkich możliwych leków. W końcu się uzależnił, wydał wszystko na lekarstwa, a teraz podkrada je ze szpitala. Za każdym razem, kiedy chcemy go odzwyczaić, ucieka nam, a przy tym zabiera chemikalia. Bóg jeden wie, co go tym razem trafiło. Ty, w płaszczu - wskazała Killiana. - Przytrzymaj mu rękę.
Pani doktor zaczęła rozcinać rękaw na przegubie ramienia, jednak nic pod nim nie było. Niezrażona tym, rozcięła drugi. Tam była już sporych rozmiarów strzykawka, która zresztą natychmiast została wyjęta. Z jednej strony była na niej malutka etykietka.
- Turbokuraryna - mruknęła lekarka. Wyglądało na to, że się tego spodziewała. - No cóż, przywiążemy go do łózka i potrzymamy trochę. Może tym razem się uda... - westchnęła, po czym usiadła przy biurku, wyciągnęła jakieś papiery i zaczęła po nich pisać.
- A panowie czegoś jeszcze chcą?

Zakupy
Ragnaak udał się na tyły sklepu. Na podłodze leżał podarty dywan, w słabym świetle zza okna wyraźnie widać było każdą dziurę tegoż kobierca. Wyglądały na wypalone. Z boku stała również szafa, a po prawej stronie drzwi były schody na górę. Światło, które z nich spadało, wyraźnie świadczyło, że z "góry" zostało niewiele, w ścianach wszędzie były dziury różnej wielkości. Po lewej stronie... Dzięki Bogu, drzwi na zewnątrz. Były lekko uchylone, a przed nimi leżała wycieraczka z napisem "Welcome". Słodkie. Pod przeciwległą ścianą znajdował się zaś stolik i krzesło. Na stole widać było jeszcze talerz z niedojedzonym posiłkiem, zapach wskazywał, że była to fasola z puszki.

Kristoff i Gedan rzucili się do półek. Zaczęli upychać konserwy po kieszeniach, torbach, wszędzie. Zmieścili jakieś 30 sztuk. Więcej nie było gdzie upchnąć. Uff, pieprzona robota. Kristoff wyciągnął flaszeczkę i odkorkował, po czym powoli odwrócił się do witryny. Ale nie pociągnął nawet łyka, bo wmurowało go w glebę. Zobaczył Stana, który jednak stał bokiem do okna i patrzył w dal... Wkrótce i do sklepu doszły znamienne słowa.
- Mieszkańcy Fresno! - przemawiał nieznany, zniekształcony głos. - Na jednego z członków naszej społeczności ktoś napadł z bronią w ręku. Wzywam was, abyście natychmiast udali się do domów, za wyjątkiem członków straży miejskiej, którzy mają natychmiast uzbroić się i zebrać na placu targowym! Mamy tylko kilka minut!

Stan
Podniosłeś szybko broń, mając nadzieję, że nikt tego nie zauważy. Nie mogli cię z nimi powiązać... W tym momencie usłyszałeś potężny krzyk, wyraźnie zniekształcony. Odwróciłeś się w tę stronę i zobaczyłeś szeryfa, który stał na werandzie przed swoim biurem i trzymał w ręku autentyczny megafon. Był on brudny i zakurzony, ale donośność nadal miał.
- Mieszkańcy Fresno! - przemawiał szeryf. - Na jednego z członków naszej społeczności ktoś napadł z bronią w ręku. Wzywam was, abyście natychmiast udali się do domów, za wyjątkiem członków straży miejskiej, którzy mają natychmiast uzbroić się i zebrać na placu targowym! Mamy tylko kilka minut!
Mieszkańcy posłusznie zabrali się do wykonywania poleceń. Ty za to poczułeś, że chyba masz problem... Problem, który siedział w sklepie obok ciebie.
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"
Tevery Best jest offline