Kacper - Czego mi trzeba ? - popatrzył dziewczynie w oczy. Ta jednak ani myślała spuścić oczu, choć na twarz wypłynął jej lekki rumieniec.
Ech Kacprze - pomyślał - babiarz z Ciebie i niecnota, jakbyś miał mało kłopotów.
-
Na razie piwa. Grzanego. Takiego, żeby w pianie łyżka stała. I dużo korzeni. Za to Haniu dostaniesz szylinga i opowieść o strasznym potworze Krakenem zwanym. Chcesz posłuchać ?
- Hi hi panie. O tym krakenie to pan gospodarz często sami gadają. Że to niby jak młody był, to z kupcami pływał i mnogość miast widział. I tam ponoć tego potwora zobaczył. Ale tak po prawdzie ...- tu pochyliła się ku Kacprowi znów prezentując w całej krasie hojny dar natury -
to w mieście gadają, że on to nie z kupcami pływał, jeno zbójem na statku był. Tym no...
- Piratem - dokończył Kacper.
-
No właśnie - kiwnęła ochoczo głową -
piratem.
- Wy panie też chyba kawał świata zwiedziliście ?
- A bywało się tu i tam. Wiesz Haniu, że są takie krainy dalekie i słońce tam tak grzeje mocno, że ludzie o takie - rozłożył szeroko ręce -
uszy mają i wachlują się nimi dla ochłody, inaczej spiekliby sie na skwarki ?
Plótł dalej co mu ślina na język przyniesie, wyczytał, albo usłyszał na szlaku w karczmach.
-
Albo i takie plemiona, co tylko jedna nogę maja i na niej skaczą ? A od słońca tę stopa wielką się osłaniają jak ich upal zmorze ? A co najważniejsze... - upił specjalnie wolno łyk piwa, potęgując napięcie. Dziewczyna słuchała go teraz z otwartymi ustami i przestała nawet pucować kufle.
-
Goli chodzą, i kobiety i mężczyzni i wstydu nijakiego nie czują ! Chciałabyś takie krainy zobaczyć Haniu ?
Służąca pokraśniała i zaczęła na nowo, ze wzmożoną energia czyścić szklanice.
-
Co też panie opowiadacie ! Ja jestem porządna dziewczyna - prychnęła.
Kacper roześmiał się , rzucił na stół szylinga i na odchodnym szepnął do karczmareczki.
-
Jak wrócę opowiem Ci o jeszcze innych dziwach, com w książkach mądrych wyczytałem. Jeno nie tu - rozejrzał sie po szynku, zapełniającym się gośćmi.
-
Bo tu i gwar i porozmawiać spokojnie nie dają - faktycznie przynajmniej przy dwóch stołach biesiadnicy domagali sie głośno piwa, co zwiastowało szybkie pojawienie sie właściciela, a tego by zauważono jego wyjście Kacper sobie najmniej życzył.
-
U mnie, po wieczerzy - mrugnął szelmowsko do Hani i nie czekając na odpowiedz wyszedł z izby.Na ulicy rozejrzał się czy nie ujrzy kogoś podejrzanego, a szczególnie owego dziada-żebraka i pozornie niedbałym krokiem, udał sie w kierunku Rynku. Miał zamiar przyjrzeć się domostwu na Uberr strasse i dopiero wtedy zadecydować co dalej czynić.
Powoli zapadał zmierzch, zaczęło też lekko mżyć.
Hani podczas pracy