Jonasz Boże jak on pieprzy - myślał słuchając porucznika. To nie żadna opatrzność, tylko Chmura i jakiś bezimienny robotnik w fabryce w Reichu uratowali ich przed śmiercią w tym płynnym gównie.
Przestał słuchać co mówi Wierny. Od wczoraj był przekonany, że ich dowódca stracił kontakt z rzeczywistością, a to że przez swe działanie zabije ich wszystkich wydało mu sie pewne.
Zresztą na razie miał co innego na głowie i to dosłownie. Nie mógł się wyprostować, nie ocierając czupryną o sklepienie kanału, wąskie ściany powodowały, że z trudnością oddychał, wręcz dusił się. Jedno nie unikało wątpliwości - miał tego dość, tylko wpojona latami dyscyplina potrafiła jako tako utrzymywać go w stanie chwiejnej, bo chwiejnej, ale jeszcze równowagi. |