Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2007, 14:26   #15
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Streissen w Averlandzie, wiosna 2512 roku, mieszkanie Killiana Corta

Proszę

Słowo skądinąd o niezwykłej głębi. Tak i dziś. Proszę. Nie za wiele? W tym prostym słowie zawierał się olbrzymi ładunek emocjonalny. Bardzo silny. Intymny.

Kobieta raz jeszcze zatrzymała się i spojrzała na Kiliana. Spojrzeniem które było swoistym dowodem nici porozumienia. I akceptacji.

Nijak nie zmieniło to faktu iż chwilę później mężczyzna pozostał w pokoju sam. Jeden wiatr dotrzymywał mu towarzystwa. Szargając myśli, a nie płomień kaganka.

Czas mijał.

A pustka nocy rodziła więcej pytań, niż oferowała odpowiedzi.

Niespiesznie, z mozołem Kilian począł ogarniać mieszkanie. Porozrzucane materiały. Kartki przebrane dość śpiesznie. Rozpakowane wszelkie listy i paczki. Do tego Złodziej podszedł z jakby większą pieczołowitością. Rozbite dno biurka, wyciągnięta skrzyneczka spod łóżka.

Co z tego wynika? Złodziej mniejszą uwagę poświęcał zapiską codziennym. Zdawał się szukać czegoś co mogło być, lub powinno ukryte. Korespondencja? Przesyłka? Paczka? Lecz nadal w głowie Bajarza, nie rodziła się jednoznaczna odpowiedź. Wręcz przeciwnie! Przeświadczenie że czegoś brakowało w tej zagadce.

Czas mijał.

Wszystkie zapiski, skrypty, fiszki, notatki i księgi były na swoim miejscu. Bodaj nic nie zginęło. A dla osoby świadomej nie jedna z tych ksiąg była naprawdę wiele warta. Brak odpowiedzi. Brak zrozumienia. Zmęczenie. Nie przyjemnie jest spać kiedy brak odpowiedzi w głowie. Zły to sen. Każdy ci to powie.

Nie tylko bajarz…

Ktoś wygrywał radosne tony na tamburynie. Słychać były flety, piszczałki i egzotyczną szałamaję. Całość zgrana, chętna, zaangażowana. Wygrywała radosne tony do tańca. Ponaglając, zapraszając, uwodząc.

Była noc. Ale taka piękna. Gwieździsta, świetlista. Kiedy widać twarze dziewczyny i chłopaka wirujących i trzymających się za dłonie. To była polana. Zielona, otoczona koroną drzew. Wielkich i majestatycznych. Płonęły ogniska. A przy nich ludzie z instrumentami. Szerzej. W koło nich, tańczyli inni. Ludzie bogaci i biedni. Szlachta, mieszczanie, chłopi. Zagubieni w radosnej muzyce która wypełniała ich serca. Radowali się. Widać to było w lśniących włosach, błyszczących oczach, gestach, okrzykach.

Jedna dziewczyna była szczególnej urody. Ciemna, pociągła, gibka. Zwiewna niczym wiatr. Długi włos przysłaniał Jej lico. Śmiałą się perliście, kiedy biegła. A za Nią chłopak. Wołał Jej imię. Ale nie było słychać. Gonili tak jedno drugie, śmiejąc się z dziecinnej zabawy. Dziewczę kluczyło miedzy drzewami, sprawnie przeskakiwało między innymi.

Skryła się wnet za wielkim drzewem. Stary to był dąb. O łuskowatej korze i strzelistym kształcie. Wielki był, ciemny, poważny i dominujący. Chłopak przystanął i począł okrążać drzewo z prawej, następnie z lewej szukając ukochanej. Śmiał się i dyszał. A do uszu dolatywał ten sam dźwięk. Tamburyn, flety, piszczałki i egzotyczną szałamaję.

Dziewczę odstąpiło od drzewa. Widać było jej plecy. I wnet muzyka zamarła. Zamarła, a nie ucichła. Tamburyn, flet, piszczałki i egzotyczna szałamaja wydały fałszywą nutę i zamarły.

Ciemnowłosa odwróciła się na pięcie i spojrzała na chłopaka. I widać było jej twarz. Obcą, dziką, niepojętą. O wielkich oczach, kształtnych rysach. Uszach jakby szpiczastych z letka. Spoglądała a Niego wzrokiem pełnym żalu i oburzenia. I niepohamowanej agresji zrodzonej z buntu. Otworzyła usta aby coś powiedzieć, lecz zamiast tego popłynęła krew. Obficie zalewając twarz, piersi, nogi, trawę.

Upadła. Leżała niczym marionetka. Zimna i bez ducha. I tylko wpatrywała się w Ukochanego. Wzrokiem pełnym tęsknoty i miłości.

Poczułeś strach. Odrzucenie. Tęsknotę. Następnie miłość, nienawiść, pragnienie wolności, niezrozumienie. Znów strach. Fala emocji była przepełniająca. Wszystko tylko nie ciekawość. Odczucia, emocje, pragnienia, lęki. Wszystko atakowało Twoją jaźń. Kiedy tak niczym jastrząb ulatywałeś w górę. Widząc polanę. Na której ognie zagasły, a w koło nich leżeli ludzie. Wszyscy tak jak przed chwilą. Ale martwi. Przeszyci strzałami, uduszeni we wzajemnym uścisku, zwinięci w embrionalnej pozie bez ruchu…



Wiosna roku 2512. Lasy w Averlandzie. Na południe od wsi bez nazwy

Wieczór był nad wyraz przyzwoity. Dokładnie taki jaki być powinien. Spokojny. Nawet ciepły. Ładny w widoku zachodzącego słońca. Po całym dniu forsownego marszu wszyscy byli zmęczeni. Zwierzęta i ludzie. Ci bardziej i mniej zaprawieni. Dlatego wielką przyjemnością było delektować się spokojem wieczoru. Zrzucić ciężkie tobołki, zdjąć buty, rozpalić ogień, rozbić obóz, przygotować strawę. Oj strawę! Ależ człowiek był głodny. Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy w ciągu dnia.

Słońce zegnało się już. Ogień trzaskał wesoło. Rozgorzały też rozmowy. Kilka osób koło Felixa grało z zaangażowaniem w jakąś grę karcianą, głośno przy tym pokrzykując i sowicie gestykulując. Dobry i taki sposób na odreagowanie.

Felix ostatecznie nie słuchał tego co mówili w koło niego. Czasem miał wrażenie że mówią do niego, lub chociaż koło niego. Ale jakoś nie specjalnie się tym przejmował. Przymknął lekko oczy i delektował się chwilą wywczasu.

Parująca ziemia, zimne powietrze, zapach gór i lasu. Utwierdzał się w przekonaniu że to jest jego dom. Tu czuł się wybornie. Tu mógł oddychać pełną piersią. Nie gubił się w dziczy, tu zawsze potrafił znaleźć drogę i jakąś strawę. Tu zawsze czuł czy jest sam w dziczy. Instynkt czy doświadczenie?

Coś było nie tak. Przetarł oczy i odrzucił pozory snu. Wyprostował się i rozejrzał w koło. Ciągle spokój. Ale miał dziwne wrażenie zagrożenia. Coś wisiało w powietrzu.

Wiosna roku 2512. Streeisen w Averlandzie

Hania. Ładna, dziewczyna jak rzepa. Zdrowa, rumiana. Miła. Podobała mu się. Nawet kiedy wyszedł na zewnątrz, w jego głowie wciąż chichotała Hania. Pocieszna dziewczyna.

Było dość późno. Niestety oznaczało to także że było chłodno. Nad miastem unosił się opar mgły która oplatała Streeisen cały boży dzień. Wilgotnej, chłodnej, przeszywającej. Nikt kto nie musiał nie wychodził z domostw. Kupcy powracali spiesznie do domów by w spokoju spożyć posiłek i odpocząć. Inni dopiero wychodzili, ale tych lepiej było nie pytać o cel. Karczmy zapełniały się, zamtuzy otwierały swe podwoje.

Szczęście to czy pech? Kierując się w stronę tak ciekawej jemu posesji, przeszedł ulicą bardziej rozświetloną. Po prawej z daleka widział już przybytek przy którego odrzwiach stało parę osób w blasku dwu latarni. Z bogata wyglądał. Tak też i było.
- Szukasz czegoś kawalerze? – zagadnęła niewiasta. Spojrzeniem fachowca ocenił. Prostytutka wyglądała na taką dla której trzeba mieć pieniądz.
Z tej czy innej przyczyny Kacper pognał dalej. Sam już nie wiedząc czy myślał o Hani, Katarzynie, Barbarze, a może tamtej elfce?

Uber Straße nie było jakimś specjalnym zakątkiem. Mimo dumnej nazwy, Kacper miał wrażenie że idzie w dół. W dół nieszczególnej, może bardziej cichej ulicy. Było już ciemno, co sprawiało tylko że pospieszał bardziej kroku. Jakby ten miał stłamsić szybsze bicie serca i lek związany z tym co za rogiem. Nie miał ochoty spotkać żadnych lokalnych jegomości, szukających wrażeń lub łatwego zarobku.

7. Uber Straße 7 było całkiem nieszczególnym lokalem. W rzędzie domów ten był skromny. Przylegał do sąsiedniego ścianą i drzwiami. Światła były już pogaszone, żadnego szyldu czy napisu. Nic. Proste mieszkanie o którym powiedzieć co więcej było strzępieniem języka.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline