Wysoki, młody mężczyzna wypił kolejny łyk korzennego piwa. Mimowolnym ruchem poprawił długie, bardzo jasne włosy, a potem strzepnął z czarnej jak noc skórzanej kurtki mały, zaplątany nie wiadomo w jaki sposób listek.
- Ciekawe, czy jeszcze załapiemy sie na tą robotę... - powiedział z cieniem wątpliwości w głosie.
W tym momencie drzwi otworzyły się na oścież, a do sali wpadł mężczyzna ścigany przez rój pszczół.
- Zaraza na te pszczoły - zawołał John, zrywając się na równe nogi.
Nie mając pod ręką żadnych zaklęć uciekł się od bardziej prymitywnych sposobów.
Na szmatę udającą obrus wylał resztkę piwa, a potem wrzucił ją do kominka. W mgnieniu oka pojawiły się kłęby dymu.
John zerwał z czyjejś głowy kapelusz i tym prowizorycznym wachlarzem zaczął niezwłocznie naganiać dym w stronę pszczół. |