Dziwne wielbłądy oraz ich jeźdźcy wciąż tam byli po jego powrocie. Nie miał zamiaru mieszać się do walki, chyba że przybrałaby wyjątkowo niekorzystny obrót - niech ta obserwacja z boku będzie lekcją dla Azmaera. W międzyczasie pojawiła się ponownie Charlotte i... Astaroth cofnął się przerażony o krok. Przez chwilę... miał wrażenie obcej myśli w swojej głowie i był pewien, że wcześniejsze cierpienie powraca, że znowu jego umysł będzie zalany obcą jaźnią i czeka go tak marny los, jak wtedy. Dopiero po chwili zrozumiał, że to nie duchy powracające do jego umysłu, ale Charlotte przekazująca mu jakoś swoją myśl. Ulżyło mu - dawno nic tak go nie zaskoczyło. Odpowiedział transem, również przekazując jej swoją myśl - Dziękuję, nie potrzebuję teraz pomocy
Azmaer, najwidoczniej z braku rozkazów rozpoczął częściowo działać sam - zaatakował wrogów korzystając z teleportacji powodując śmierć części atakujących. Wtedy również przeżył drugie w ciągu ostatnich dziesięciu minut zaskoczenie, większe chyba nawet od poprzedniego, a mianowicie słowa upadłego anioła, Thomasa. Wieu rzeczy mógł się spodziewać, ale tych słów od niego... Brał go za jednego z tych niezbyt inteligentmych fanatyków, którzy gotowi są ginąć za imię bieli, a jednak... Cóż, uścisnęli sobie ręce pieczętując to. Nie miał ochoty dłużej czekać na koniec przeciągającej się walki, więc jeśli jeszcze których dychał, pora było wykrzyczeć mu w twarz jego błędy. Przeniósł się więc przed niego i użył umiejętności krzyku
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett |