Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2008, 21:14   #16
Francez
 
Reputacja: 1 Francez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputację
Mgła rozwinęła swój welon otulając niskie partie ziemi. Miało się wrażenie, że człowiek brodzi w kaszce, którą gdyby mieć łyżkę, można by zajadać i repetować w nieskończoność.

Ranek wyglądał niewyraźnie. Ale warunki pogodowe licowały, a może nawet stawały się widomą materializacją zaspanych mord, zmiętoszonych umysłów, powolnych i mazgających się członków ludzi Rolfa.

Felix właśnie wracał, wychodząc z poza drzew, skończywszy cały rytuał higienicznych zabiegów, na które składało się w zasadzie tylko mycie, a przed tym pokątne wypróżnienie. Tego było mi trzeba, a teraz do dzieła. Odparł w myślach przepatrywacz, zbliżając się do pogrążonego w płytkim śnie Rolfa. Klęknął nie wiele dalej od twarzy swego pracodawcy i począł się w niego intensywnie wpatrywać. Ten ziewnął nadal leżąc nieruchomo, przyzwyczajając wzrok do światła dziennego odwzajemniał beznamiętne spojrzenie klęczącemu.
- chyba mi tu nie fekujesz koło nosa, przyjacielu, he?
Odrzekł powoli, z manierą człowieka znajdującego się na granicy dwóch światów: snu i jawy.
- Witaj Rolf, nie. Ale jeśliś taki pasjonat to jest na co popatrzeć za drzewami obok. A zapewniam cie, że twoje wymuskane poczucie estetyki będzie mile połechtane widokiem jaki ci zgotował mój artyzm.
Zripostował niedbale Felix.
- Zjadłbym coś, a ty usilnie chcesz mi popsuć apetyt.
Odrzekł Rolf i jął gramolić się do wstawania.
- Zaczekaj. Musimy pogadać. Bo widzisz mam do ciebie takie pytanie, bo od jakiegoś czasu poczynam sobie zdawać sprawę, że mam do czynienia z osobą nietuzinkową.
- Tak, a niby kogo masz na myśli, mnie? Bo jeśli myślisz, że twoje cukrzenie likierem zmieni wysokość gaży, to bratku jesteś w błędzie.
Na twarzy Kepplinga zamarudził, niemal od razu, wyraz kupieckiej zaciętości, która nie daje sobie dmuchać w kasze.
Przerzucając kamyk z ręki do ręki, Felix zdawał się nie słuchać bełkoczącego grubasa.
- Słuchaj Rolf, czy ty chcesz umrzeć?
Twarz przepatrywacza, gdy zaczynał i kończył wypowiadać te słowa pozostawała nieprzenikniona jak fizys Zagadki, odlanej w brązie, tak popularnej zresztą swego czasu wśród zamożnych mieszczan z Godlandu, pozostających wiecznie łasych na efekciarstwo zaprawione odrobiną sztuki.
- Ale... ,że śmierć, to znaczy umrzeć...
Język Rolfa jakoś nie mógł zwerbalizować jego myśli.
- Tak, przecież na każdego przychodzi kryska, jak mawiają filozofowie. To niby dlaczego nie miałaby przyjść i na ciebie?
- Nie wiedziałem, że z ciebie to taki refleksyjny gość, nie obraź się, ale z twarzy to nie wyglądasz jakbyś terminował na jakimś uniwerku.

Wyraźnie podniesiony na duchu Kippling myślą, że Felixowi zbiera się raczej na niewybredne żarty niźli prawdziwe pogróżki, biorąc pod uwagę, że w razie czego miał sporo swoich ludzi na zawołanie.
- Rolf, może ci się wydaje, że ja to mówię ot tak, dla zaspokojenia potrzeb porannego dowcipu. Ale ja mówię poważnie i nie zbiera mi się na żarty. Dobrze wiesz, że okolice po których podróżujemy są dalekie od bycia bezpiecznymi, że różnej maści szajki, hołota spod ciemnej gwiazdy upatrują sobie właśnie takie ustronia na swoje bazy wypadowe. I powtarzam raz jeszcze, darcie ryje niczym bobas w kojcu twoich podopiecznych, ściąga na nas niepożądaną uwagę, której wolałbym uniknąć.
Kończąc mówić, szybkim ruchem cisnął trzymany kamyk w zarośla. Znak, który mógł zwiastować koniec rozmowy, albo służyć jako jej chwilowy przerywnik.
- A ten dalej swoje. Toż ci mówiłem, że ludziom się nudzi, a okolica jeszcze w śnie zimowym zamarynowana, nijak nie znajdziesz płochliwego zwierza, a co dopiero bandę zbójecką.
Zniecierpliwiony począł się odwracać do rozpalonego ogniska, od którego dolatywały jakieś apetyczne zapachy.
- Taak, co ty nie powiesz? To spójrz w tę stronę, widzisz tę wspinającą się w skosie kępę ziemi, z której wyrasta grube, garbate drzewo?
- No wiedzę i co z tego?
- Jakbyś przyjrzał się bliżej to byś dostrzegł, że konar tego drzewa służy za wcale dobre przęsło wisielcze, a to co z niego dynda z pewnością nie jest przerośniętym owocem.

Grubas zbladł widocznie. To co jego oczom majaczyło jakieś sto metrów od nich, rzeczywiście nie mogło dalej uchodzić za płód leśnej natury - w każdym razie na pewno nie w świetle dnia.
- Mówiłeś coś o jedzeniu - to życzę ci smacznego.
Rzucił przepatrywacz wpatrując się w Rolfa, i przez dobrą chwile jeszcze sycił sie widokiem Strachu zastygniętego w żywym spiżu ludzkiej twarzy, aby zaraz potem udać się do juków konia, gdzie miał swoje jedzenie. W końcu nie jadł całą noc.
 

Ostatnio edytowane przez Francez : 10-01-2008 o 15:13.
Francez jest offline