Robin "Dziadek" Carver
Robin gwizdnął cicho pod nosem. Spojrzał na towarzysza.
- Co jak co, ale zorganizować się chłopcy potrafią, prawda panie Killian? - powiedział z krzywym uśmiechem
Uwagę Dziadka przykuł ten człowiek, który wydawał rozkazy. W pierwszym momencie skojarzył mu się z bohaterem jakiegoś starego westernu, który widział jeszcze przed wojną. Uśmiechnął się pod nosem. Dzisiejsze Stany to raj dla domorosłych kowbojów. Pełno ich dzisiaj włóczy się po pustyni... marzyciele.
Carver zmarszczył czoło, kiedy zobaczył rogatkę między nim, a "drużynowym" środkiem transportu. Szczerze mówiąc nie za bardzo ciekawiło go, dlaczego miejscowi postanowili sobie nagle zrobić zbiórkę. Mimo krótkiego czasu spędzonego tu, miał już dosyć tego miasta. Ale zaraz, coś go zaniepokoiło. Gdzie są Stan, Kristoff, Gedan i ten wojskowy? Mieli iść na zakupy... Dziadek westchnął. - No, wygląda na to, że nie dane nam jeszcze stąd wyjechać. Proponuję, sprawdzić czy miejscowi łaskawie nas dopuszczą do naszej karetki. Szczerze mówiąc, wątpię w to. Znając życie, nie przepuszczą nas dopóki nie skończy się ten cyrk... - kolejny problem. Cholera jasna... - Chodźmy panie Killian. |