Nico Castelano
Widząc, że jego towarzyszki już były gotowe powiedział:
-
Cóż, moje panie - uśmiechnął się lekko -
Chyba nadszedł czas abysmy wmieszali się w towarzystwo.
"I może znajdziemy Edwarda" dokończył w myślach.
Spojrzał w stronę sali. Widział, że zostali zauważeni. Nie był jednak do końca pewien co będzie dalej. Nie był typem człowieka towarzyskiego, ale chyba nie było wyjścia. Z sali dobiegała
muzyka.
***
Nico stał w kącie sali ze skwaszoną miną. Nie przepadał za przyjęciami. A staremu Gaspare rzadko zdarzało się je organizować. Tym razem była to szczególna okazja, obchodził swoje 60 urodziny. Nico, jako jeden z ostatnich członków jego rodziny również musiał być obecny.
-
Nico - usłyszał głos -
Czyżbyś nie bawił się dobrze?
Głos należał do samego Dona. Mężczyzna podszedł i zmarszczył brwi.
-
Zapraszam cię na jakże ważną dla mnie uroczystość a ty się nie bawisz dobrze? - mruknął -
Bardzo mnie to martwi chłopcze.
-
Skądże, signor - Nico zmieszał się -
Tylko...
-
Tylko co? - przerwał mu Gaspare -
Jesteś moją rodziną Niccolo, twoje zmartwienia są moimi. A ja nie lubię się martwić. Powiedz stryjowi Gaspare, o co chodzi?
Nico westchnął, widząc, że został niejako przyparty do muru.
-
Nie chodzi o to - mruknął -
Po prostu nie przywykłem do czegoś takiego.
-
Cóż - zamyślił się Don -
Ale ja chciałbym abyś wreszcie przywykł. Nawet jeśli nie czujesz się komfortowo. A'propos - zbliżył się do Nico -
Spójrz kto stoi przy stoliku z przekąskami - powiedział i wskazał skinieniem głowy we wspomnianym kierunku.
Nico spojrzał w tamtą stronę. Dostrzegł Brigitte. Tancerkę z Cotton Club. Ostatnimi czasy bywał tam często. Nikomu się do tego nie przyznawał, ale to z jej powodu tam chadzał.
-
Widzisz? - uśmiechnął się don -
Stary Gaspare wie, czego potrzebujesz. Nie stój tak, tylko idź tam - jego ton zmienił się z czułego na bardziej stanowczy -
I nie zrób z siebie idioty. Wiesz, jak należy się zachować. Inaczej urwę ci łeb - ostatnie słowa wymówił z uśmiechem, który przypominał uśmiech głodnego rekina...
***
Nico uśmiechnął się do własnych myśli. Po chwili jednak spoważniał. Jeśli ci ludzie byli rzeczywiście tacy, jak opowiadał Call, to będą musieli zagrać w tą gierkę. I to tak dobrze jak tylko potrafią. Kto wie, co by było, gdyby ktoś dowiedział się o tym dlaczego się tutaj znaleźli. Nie martwił się szczególnie o Calla. Raczej jego własny los teraz leżał mu na sercu. Niewątpliwie splatał się też z losem obu jego pięknych towarzyszek.
Gdy podszedł kelner z kieliszkami, Nico zerknął na damy, potem na kelnera.Po chwili wahania rzekł:
-
Panie pozwolą - po czym wziął z tacy dwa kieliczki wina i podał je kobietom.