Przedziwna ta mgła. Jeszcze chwilę temu tu była. Lecz nie mgła jest tu najważniejsza. Wreszcie jeden z kompanów zbudził dziewczynkę. I cóż oni za głupoty wygadywali. Żaden z niej upiór lub zjawa, lecz najzwyklejsze w świecie dziecko.
Orzechy? Jakie orzechy? Chyba dziecko bredzi lub po prostu została wyrwana ze snu. Pamiętam kiedyś, jak pewnego razu eskortowałem karawanę do Everlund i śniłem o pewnej kobiecie, która podróżowała razem z nimi. Gdy mnie raz nagle zbudzili, to także bredziłem różne rzeczy, lecz nie zawstydziłem się od nich ja, a owa kobieta.
Co już ucieka? Ależ ona płochliwa. Dostała orzecha i już ucieka.
[Lino złapał się za ramiona i począł huśtać swym warkoczem.]
Znowu ktoś idzie, tym razem chłopak. -Witajcie! Nazywam się Ridasel. Istotka, którą spotkaliście to moja młodsza siostrzyczka. Nazywa się Melanea. I to miasteczko nie jest opuszczone, pzynajmniej nie w całości. Skąd przybywacie i czego oczekujecie?
Skinąłem głową.
Atak czy czekanie? Jeśli zaatakuję, to możemy stracić jedyną okazję na zdobycie płótna i mapy. Na szczęście jest w pewnej odległości, więc powinienem zdążyć wyciągnąć broń, jeśli zajdzie taka potrzeba.
-Powiedz mi Ridaselu, dużo zostało tu ludzi? |