Vanyesh rzucił zaklęcie, ale ze złością stwierdził, że nie działa tak jak powinno i objęło jednego Inkwizytora mniej. Był to ogień i powinien przepalić przełyki niezależnie od tego czy miał właściwości magiczne i potrafił rozpalić mokre drewno czy był zwykłym, najprostszym w świecie ogniem. Coś z pewnością było nie tak, a Mag miał tego dosyć, więc wskoczył szybko na konia z zamiarem odjechania, gdy usłyszał krzyk Druida:
-Na konie-krzyknął, ale Van już na nim był, więc tylko go popędził. Za nimi wyłoniła się chmara Inkwizytorów, zbliżających się coraz bardziej. Ściana lodu powinna ich powstrzymać-odwrócił się i już miał rzucić zaklęcie, gdy przypomniał sobie o swoim przyrzeczeniu i zrezygnował, uciekając w las.
Kompletnie nie przejmował się tym, że w pewnym momencie jeden z nich był blisko trafienia go.
Wbiegł w las wraz ze swoim koniem, nie zważając na odgłosy dochodzące zza jego pleców.
Po pewnym czasie musiał zsiąść ze swojego wierzchowca i biec, by schować się za załomem skalnym.
-Radźcie sobie bez mojej Magii-warknął i usiadł, zakładając ręce na piersi. |