Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2008, 12:57   #175
Angrod
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
Kościół? Wewnątrz budynku nie buduje się chyba studzienek. Katedra? Nie możliwe, czy wyszli już z Warszawy? Wydawało mu się to prawdopodobne. Przez całe powstanie Chmurze wydawało się, że częściej przebywał w budynkach sakralnych niż nie raz przez cały rok. Zazwyczaj dobrze się czuł w warszawskich kościołach, nieźle się tam walczyło, a i panował specyficzny klimat, który jakoś pomagał zmniejszyć stres związany z całym tym powstaniem i wojną.

Tutaj było inaczej. Poza całym tym paradoksem fizycznym polegającym na niemożności istnienia tak bogatej i zupełnie niezniszczonej katedry w okupowanej Warszawie i okolicach, coś innego wywoływało ciarki na plecach powstańca. Te rzeźby, witraże, obrazy, to wszystko było takie celowe. Kamienne oczy widziały, szklane usta słyszały, namalowane ręce poruszały się. Oni wiedzieli.

I wtedy usłyszał ich głosy. Nie musiał rozumieć słów by zrozumieć ich modlitwę. Każdej nocy prześladował go ten sam sen. Stoi nad klęczącym szkopem i pierze go do nieprzytomności kolbą od kaemu, tamten jęczy "Powiem, wszystko powiem, tylko już nie bij", "Ani słowa do cholery!" Wskazuje i dostaje kulkę, całą serię. Spada niemiecki hełm. Chmura widzi swoją własną twarz. Nawet martwy wskazuje na nich. Pod trójką, ukrywa się żydowska rodzina. Wzrok matki, a on nie może sobie nawet strzelić w głowę, nie ma kul.

Ze zmartwiałej dłoni wypadł Browning uderzając w posadzkę. Kapral tego nie zauważył. Nie widział Czarnego starającego się mu pomóc, nie widział żadnego z powstańców mierzących się z własnymi słabościami, usłyszał krzyk, nie zagłuszył on jednak modlitwy ani na sekundę. Ukrył twarz w dłoniach.

Nawet nie pamiętał uderzeń szkopskich butów i kolb, odwodzących od przytomności, tylko to uczucie strachu, że zaraz go skatują, potem jego matkę. To oni są mordercami nie ja, nie ja. Na ulicy się nie pęka, a on już raz pękł. Boże! Nie jesteśmy już na ulicy. Nie był lepszy niż zwykły szmalcownik. Głośno szlochał.

Wszelka granica czynów człowieka jest ruchoma i leży tam, gdzie ją ostatnio zostawił.

Chmura podniósł wzrok na miejsce z którego dobiegała śpiewna modlitwa.

De profundis clamavi ad te Domine!
 
Angrod jest offline