Jens ciągle próbował złapać oddech. Przysiadł na skrzyniach, ale nawet siedzenie na nich nie pomagało. Coś ciągle siedziało w jego brzuchu i nie zamierzało popuszczać. Obserwował jak elf i Ariane trenują strzelanie, przyglądał się jak coraz sprawniej szło dziewczynie naciąganie cięciwy oraz dostrzegał ukradkowe spojrzenia myśliwego skierowane właśnie na niego. Wreszcie on sam podszedł do chłopaka i powtórzył pytanie:
- Dasz radę naciągnąć łuk? Nie będzie z ciebie pożytku, jeśli tego nie będziesz potrafisz. Zatem?
Jens popatrzył w niebieskie, zimne oczy elfa. Jeszcze nigdy nie był tak blisko tej istoty i teraz doświadczył przez moment tego, co musiał czuć każdy człowiek, który przebywa wśród nich dostatecznie długo - całkowitą obojętność wobec innych. W błysku oka dostrzegł brak zainteresowania i współczucia. Jakby to, co się działo właśnie tu i teraz było tylko tłem, które elf doskonale pomija jako nieistotne. Pewnie mógł się mylić. Pewnie mógł mieć rację.
Tymczasem Ilmarin odszedł od niego i znikł w budynku. Po chwili wrócił jednak. Podszedł do chłopaka i rzekł:
- Na dziś już wystarczy. Na jutro również. Odpoczniesz, wykurujesz się i wtedy porozmawiamy. Bereg zajmie się tobą, jak tylko wrócisz do zajazdu.
I tyle. Odwrócił się i odszedł. Jens miał wrażenie, że właśnie w tym momencie zniknął z jego życia, jako nieistotny epizod. Ktoś, kto mógł przeżyć tyle lat nie mógł skupiać się na wszystkim i wszystkich.
Ilmarin zbliżył się do Ariane.
- Dobrze dobrałaś sobie łuk. Jutro ruszamy i nie będziesz bezbronna. Z Jensa nie będzie pożytku, dlatego zostanie tutaj. Kogoś znajdziemy na jutro jako kolejnego ucznia. A tymczasem wracajmy do zajazdu, uczta zbliża się dużymi krokami.
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |