Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2008, 15:46   #19
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Wiosna roku 2512. Lasy w Averlandzie. Na południe od wsi bez nazwy

Starsi ludzie mówią że wszystko cokolwiek się robi, trzeba robić to dobrze. A ludzi umiejętnych, zdolnych poznaje się właśnie w ten sposób że cokolwiek robią, robią to dobrze.

Felix był dobry w robieniu wrażenia. Tym razem negatywnego.

Drwal, zdawało się że zaprawiony człowiek patrzył jak zahipnotyzowany w stronę lasu i wskazanego drzewa. Patrzył i ani słowem się nie odzywał. Bał się. To było oczywiste.

- Tak blisko? – wymówił w końcu nie pewnym głosem. W końcu oderwał się od zaskakującego widoku dyndającego ciała i spojrzał na Przewodnika. Szukając odpowiedzi na nurtujące go pytanie.

Dość tak było trwać w zamyśleniu. W końcu Rolf się zmitygował i odwrócił w stronę obozu.
- Że też tak blisko – splunął na ziemię, poczym zakrzyknął – Zbieramy się! Dość tu siedzieć! Pakować obóz, a mać się ma baczności!

Ostatnie zdanie sprawiło że wielu z niepokojem spoglądało na swego przywódcę. Ten tylko wskazał ręką ścianę lasu. Wystarczyło.

- Jak dziś szlak nam prowadzi? – znów skupił się na Felixie.
- Ot wprost tę ścieżyną – Felix zdawał się najbardziej swobodny i nie przejęty „znaleziskiem” – Dość gęste lasy, więc i grunt bardziej twardy, lecz i podejście miejscami może być strome. Lecz Ty chyba nie o to pytasz. Więc odpowiem. Tak. Idziemy wprost w tamten las, tuż koło tamtej grani i dyndającego trupa.
Drwal przytaknął.
- Niema co się dziwować. Wszak tegośmy mogli się spodziewać. Po zimie w lesie bandzior wszelakie…
- To optymistyczna wersja – przerwał Felix – iż jacyś ludzie to sprawili. A nawet jak to tacy w duszy których nie chciał bym zaglądać.

I znów miał rację.

Drwale zebrali się nad wyraz sprawnie. Zdenerwowanie które się wkradło, pobudzało do szybszego sprzątania obozowiska. A gdy ruszyli w drogę z początku i sugestia Felixa spełniana była idealnie. Wszyscy podróżowali w skupieniu i ciszy.

Jak zbliżali się do ściany lasu, tak scena jaka się tu rozegrała nabierała żywszych barw. A raczej stawała się bardziej szara, brudna i … martwa.

Stare drzewo, od lat smagane wiatrem i mrozem, wygięte w starczej pozie, dźwigało również ciało ludzkie. Z trudem można było rozpoznać płeć. Kończyny i tyłów nosiły ślady uczty dzikich zwierząt. Lecz żadne dzikie zwierzęta nie wiążą pętli w koło szyi i nie wciągają ciała na drzewo. Lecz nawet jeśli który ze świadków wątpił, to ślady tortur i męki jakich dostąpiła ofiara nie pozostawiała wątpliwości. Tego dokonali ludzie. Albo przynajmniej istoty myślące.

Większość widzów odwracała głowy, bluźniła i pluła w wyimaginowane oczy oprawców. Bez odpowiedzi.

Nie widząc w koło żadnych śladów, żadnych znaków. Żadnego świadectwa, czy przyczyny zajścia ruszyli dalej. A cień Starej Puszczy, która okryła ich swym woalem z gałęzi i liści sprawił że wszyscy jeszcze bardziej posmutnieli, zwarli się w sobie. A przy tym rozglądali do koła obawiając się ataku z każdej strony.

Ale ten nie nadszedł.

Mijały minuty, godziny. Poruszali się powolnym lecz miarowym tempem. Las okazał się wymagającym przeciwnikiem. Każdy konar, korzenie, jar, wąwóz, wzniesienie okazywał się przeciwnikiem dla wozu, z którym trzeba było się barować.



To też niczym dziwnym że widok niewielkiej polanki okazał się sygnałem – krótka przerwa. Wszyscy przystanęli, zasiadając na trawie i łowiąc promienie słońca które przedzierały się pośród konarów.

Las w tym miejscu był stary i majestatyczny. Wiekowe buki, cisy i dęby. Wszystkie pozawijane z grubą korą. Wciąż opadający i wznoszący się teren sprawiał że widoczność byłą niewielka. Lecz przyjemnie było patrzeć na ścianę pierwotnie zielonego i dzikiego lasu. I ściany niewielkiej kotlinki w której zasiedli. Niewielkie skupiska zarośli, spróchniały konar, majestatyczny dąb i stojącą przy nim istotę.

Felix przymknął oczy by raz jeszcze, szerzej je otworzyć. Nadal tam był. Dziwna istota, ubrana w skóry i elementy połyskującego metalu. W jakimś dziwnym hełmie z rogami i gigantycznym toporem niedbale opartym o ziemię. Sekundę tak spoglądał rejestrując kolejne szczegóły. To nie był hełm! Rogi wyrastały z czaszki zakończonej zwierzęcym pyskiem.

Porażające było że nikt inny go nie dostrzegł! Drwale rozkładali właśnie toboły. Ktoś ściągał z wozu worek z prowiantem, inny zdejmował buty z nadwyrężonych stóp.

Wiosna roku 2512. Streeisen w Averlandzie. Godziny wieczorne

Kacper w jednym kroku zamarł. Ale nie dlatego że ktoś go obserwował. Nie dlatego że coś usłyszał albo poczuł. O nie! Zdał sobie po prostu sprawę że zachowuje się jak włamywacz! Trochę to dziwne. Nie?

Ale to nie był czas na analizę. Za chwile ktoś mógł się zjawić. Na lewo od drzwi wskazujących kluczowy dziś adres, było niewielkie okno. Kacper przywarł do niego, poczym dobywając noża ruszył do forsowania okiennicy.

Okazało się to banalne. Lekko pchnięta okiennica ustąpiła przy wsparciu noża odciągającego skobel. Kacper pogratulował sobie w myślach. I jak okiennica roztwierała się, tak prezentowała niewielkie wetrze sieni, w której można było pozostawić co najwyżej okrycie wierzchnie i udać się schodami do góry…

Analizę przerwało niemiłosiernie głośne skrzypienie. Okiennica brutalnie dowiodła swej starości, a Kacper skulił się pewien że każdy mógł i powinien to usłyszeć.


Streissen w Averlandzie, wiosna 2512 roku, mieszkanie Killiana Corta
Godziny wieczorne


Czasem człowiek źle się czuje. Nie raz jest mu słabo. Cierpi. Kiedy indziej dopadają go czarne myśli. Coś złego się wydarzy. Coś nie po myśli. Coś się nie uda.

Dla Kiliana gorsze są jednak dni kiedy nic się nie wydarzy. Kiedy tak strasznie wewnątrz czuje że płynie przez życie jak kłoda. Bezwolnie, nie mogąc niczego się uchwycić. Nie czyniąc nic co miało by w sobie urok niepowtarzalności. Co było by wyjątkowe i miało sens. Dawało radość i chęć. A przede wszystkim inspirowało.

Nie dziś. Nie tego dnia. Dziś nic się nie wydarzyło. A może zła pogoda, może złe myśli sprawiły że odczuwał nieznośną bierność. Pustkę.

I wtedy stało się coś trywialnego, lecz jednak pobudzającego do działania. Skrzypienie okiennicy. Gdzie? Na dole. W holu. U mnie. Jak? Wiatr? Nie, ktoś ją pchnął. Imaginacja podpowiadała odpowiedzi dając jednocześnie poczucie że są one prawdziwe.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline