29-01-2008, 21:59
|
#10 |
| Ranek nadszedł zbyt szybko. Mimo że nic jej nie pospieszało wstała wcześnie. Chyba wiedziała, że próby czekania na sen, który mógłby dać ukojenie są bezcelowe… Długie chwile spędziła rozkoszując się kąpielą w wannie stojącej ‘chińskiej łazience’, jednym z bardziej niezwykłych pomieszczeń w budynku. Wiedziała, że Henry kazał przebudować praktycznie całą posiadłość by założyć kanalizację i móc korzystać z dobrodziejstw gorącej wody… Okrągła wanna z drewna starannie zakonserwowanego by nie poddawało się działaniu wody pozwalała jej się wygodnie wyciągnąć i obserwować jak światło barwi śnieżnobiałe, marmurowe płytki, jak przemyka po przerywające gdzieniegdzie tę gładką biel wąskie , pokryte wiecznie zielonym bluszczem terakotowe prostokąty. Promienie słoneczne przebiegały po nich różnymi kolorami, przenikając przez wysokie, wąskie okna łazienki pokryte w całości witrażami o roślinnych i zwierzęcych motywach. Niestety stygnąca woda nie pozwoliła jej czerpać cichej przyjemności z tak prostej czynności jak karpiel. Pokojówka jaka chyba nadal nie mogła jej zaakceptować jako swej pani pomogła jej się ubrać, traktując ją trochę jak wielką, woskową lalkę. Evelyn zeszła powoli wąskimi kręconymi schodami z końca korytarza do drugiego chyba swego ulubionego domu w tym ciągle tak obcym domu- oranżerii. Półokrągła szklano- metalowa konstrukcja przylegająca do domu ostatnimi czasy stała się jej oaza… Otoczyło ją delikatne, zielone światło, poczuła ciepły zapach ziemi i kwitnących orchidei. Nawet nie zauważyła krążąc wśród zieleni i obserwując bogactwo roślinnego życia kiedy na stoliczku przy obsypanym kwiatami młodziutkim migdałowcu któryś z służących zostawił tacę z śniadaniem. Właśnie rozkoszowała się kolejnym łykiem aromatycznej earl gray bez żadnych niemądrych dodatków jak cukier czy mleko, gdy dostarczono bilecik. Bilecik wizytowy adresowany do Henry’ego. ‘Jakie jeszcze upiory twej przeszłości na mnie czyhają? Czy wiesz na co mnie skazałeś? Nawet cię nie znałam!’ Sama skarciła się w myślach. Nie powinna tak myśleć… Wielmożny Pan Hrabia Henry Edward Fox Panna Lukrecja Whitehous wraz z towarzyszami prosi o przyjęcie w pilnej sprawie dziś o godzinie 14 Gdy Maud, służąca jak dostarczyła jej bilecik pojawiła się ponownie by zabrać tace, Evelyn wyrwała się z dziwnego odrętwienia. -Proszę przygotować przekąski na 14, a na 14:45 obiad. Będę mieć gości. Obróciła bilecik w dłoni. Lukrecja Whitehouse, hymm…. pomyślała, któż to może być….
__________________ Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Ostatnio edytowane przez Lhianann : 29-01-2008 o 22:03.
|
| |