Stolica:
Cassia wybiegła na taras by spojrzeć na panoramę miasta. Piękno tego tętniącego życiem miejsca napawało ją radością. Spoglądała na ludzi, którzy wyglądali jak mrówki z tej wysokości. Wieżowce sięgały chmur, szerokie drogi pozwalały każdemu cywilowi dotrzeć tam gdzie pragnął. Cieszyła się szczęściem każdego z nich. Gdy tak rozmarzona stała oparta o balustradę, z nieba wyłonił się piękny statek. Uwielbiała na niego patrzeć, jego kapitanem był
Tom Mantes. Młody, przystojny, inteligentny, uparty, porywczy, dumny kobieciarz, a przy tym wierny sługa rodu królewskiego. Cassia podkochiwała się w tym mężczyźnie, który to osobiście odpowiadał za funkcjonowanie floty królewskiej. Przebywał i osobiście dowodził statkiem klasy Phoenix mark I, wdzięcznie nazwanym
„Mariel”. Dziewczynka ożywiła się na myśl, że pewnie jej niczego nieświadomy ukochany zejdzie z pokładu statku i przeprowadzi ogólny przegląd w centrum dowodzenia. Pobiegła, co tchu starczy do centrum dowodzenia. Kiedyś nie wolno było jej tam wchodzić, ale odkąd skończyła 14 lat, miała dostęp do każdego miejsca, w końcu musiała poznać własne państwo. W centrum setki ludzi chadzało w każdą stronę, nosząc sterty papierów, tabletów elektronicznych i innych rzeczy. Na powrót „Mariel”, centrum zareagowało nerwowym ożywieniem. Każdy miał się na baczność, na błędy nie można było sobie pozwolić. Mężczyźni prężyli się by pokazać jak dumni są z swojej funkcji, kobiety natomiast poprawiały włosy, makijaż, ubrania licząc na to, że dowódca raczy tym razem na nie spojrzeć. Tymczasem Tom wyszedł ponury z statku i ruszył szybkim krokiem do swojej prywatnej kwatery. Cassia ruszyła za nim uradowana chwilą, która miała nastąpić. Zapukała do drzwi.
- Czego? – padł zniechęcony głos z środka. Cassia natomiast otworzyła sobie drzwi i weszła do środka. Na stoliku stała do połowy opróżniona butelka whisky i szklanka. Tom spojrzał na dziewczynkę.
- Ah. To ty – na zmęczonej, z kilkudniowym zarostem twarzy, pojawił się drobny uśmiech. Spojrzał zakłopotany na butelkę alkoholu. Od jakiegoś czasu krążyły plotki, ze ma problemu z alkoholem, którego lubił sobie używać po służbie.
- Hej – dziewczynka wyprostowała się, uśmiechnęła się szczerze i splotła dłonie za plecami. – Przyszłam cię odwiedzić, wiesz, że skończyła 14 lat? – zagadnęła wesoło. W tym momencie z sąsiedniego pomieszczenia weszła ładna, blond-włosa kobieta, w samej koszuli, sięgającej do połowy ud. Widok dziewczynki ją zdezorientował, toteż stanęła w miejscu.
-
Elizabeth to Cassia. Cassia to Elizabeth. – dziewczynka spojrzała na kobietę. Domyślała się, że to jedna z wielu kobiet, które próbują swoim wdziękiem zdobyć serce Toma. Zapewne była z „Mariel” bo tam najłatwiej poznać dowódcę.
- Witaj. Jestem koleżanką Toma, mam nadzieję, że wam nie przeszkodziłam w czymś ważnym – podała dziewczynce przyjaźnie dłoń, na co zresztą Cassia odpowiedziała tym samym
- Miło mi cię poznać – odpowiedziała kobiecie i odwróciła się w stronę Mantesa
- Skończyłam 14 lat i jak prawo każe mam rozpocząć swoją naukę. Za nauczyciela wybieram sobie ciebie, chcę byś ty mi pokazał świat z własnej perspektywy. –
Tom znieruchomiał, z twarzy znikł mu uśmiech. Nie wiedział, co odpowiedzieć, nie chciał nikim się zajmować, a co dopiero 14 letnim dzieckiem.
- Wybacz, ale to chyba zły pomysł. Z tego, co mi wiadomo, wiele się w najbliższych latach lub miesiącach, może stać. Niebezpiecznie będzie, a na to, ani ja, ani twój ojciec przyzwolić nie możemy. – nalał sobie trunku do szklanki i pochłoną zawartość jednym haustem.
- Jesteś najwierniejszym poddanym mego ojca, umiesz znaleźć posłuch u ludzi, potrafisz dowodzić, znasz się na polityce. Chcę ciebie i nie przyjmuję odmowy – odparła groźnie. Znała swój status społeczny i nie wahała się z niego korzystać. Natomiast Tom z niechęcią pokręcił głową. Musiał jej ulec.
- Zgoda
Cassia się uśmiechnęła i opuściła pomieszczenie.
"Mariel"