Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2008, 01:25   #9
MigdaelETher
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Lukrecja z wdzięcznością przyjęła pomoc Dr McAlpina, jeszcze nie doszła do siebie po serii koszmarnych zdarzeń. Otuliła się ciaśniej płaszczykiem i oparła na ramieniu Brendana. Na wysypanym drobnym żwirkiem podjeździe czekał na nich powóz ze stangretem.




Listki równo przyciętego żywopłotu zaszemrały, poruszone delikatnym powiewem wiatru. Zapowiadało się piękne popołudnie. Lokaj w liberii ukłonił się lekko, wychodzącym. Podszedł do powozu i otworzył drzwiczki. Sir Connors szarmancko podał Lukrecji dłoń i pomógł jej wsiąść do środka. Eteryta usadowił się na miękkim, obitym zielonym aksamitem siedzeniu, naprzeciwko dziewczynki. Nagle powóz zakołysał się gwałtownie. Drzwiczki pojazdu okazały się zdecydowanie za małe dla postawnego Szkota. Kiedy w końcu McAlpin zajął miejsce u boku Lukrecji, w drzwiach pojawiła się blada twarz Edwarda Victreda.

- Szanowni Państwo pozwolą, że nie będę im towarzyszył, nazwijmy to, z powodów osobistych… Ponad to chcę zbadać sprawę na własną rękę – powiedział powoli, swoim cichym, patetycznym głosem.

- Oczywiście Panie Edwardzie. Nie wnikam w pobudki jakie Panem kierują. Wie Pan gdzie nas szukać, w razie potrzeby. Życzę powodzenia, żegnam – odparła Lukrecja.

Oschły ton, nie pasował do delikatnej, uśmiechniętej dziewczynki. Sir Ignatio dostrzegł jak drobne piąstki, zaciskają się kurczowo na pasku małej, czarnej torebki. Niesubordynacja Eutanatosa, wyraźnie rozdrażniła Lukrecję. Drzwiczki zamknęły się, stangret zaciął konie i powóz ruszył. Po kilku minutach jazdy żwirową aleją, opuścili teren Fundacji przez wielką, kutą bramę. McAlpin wyjrzał przez okienko, kamienny faun uśmiechał się do niego złowieszczo na pożegnanie.




Powóz powoli toczył się brukowaną ulicą. Pasażerowie toczyli luźną, grzecznościową rozmowę.

- Drogi Ignatio, jak miewa się twoja matka, nadal niedomaga? – spytała dziewczynka, wygładzając fałdy obszernej, kremowej spódnicy.

- Dziękuję droga Lukrecjo. Jest już znacznie lepiej, wyjazd do Brighton dobrze jej zrobił.- odpowiedział uprzejmie Sir Connors – Ty też powinnaś spróbować, morskie powietrze potrafi zdziałać cuda.

Kiedy przejechali przez most, łączący ze sobą oba brzegi Tamizy, nagle we wnętrzu powozu, zrobiło się ciemniej. Lukrecja wyjrzała przez okienko, ulica spowita była gęstą mgłą, jakby nagle wjechali w zupełnie inny świat.




Biały opar wił się wokół ulicznych latarni, osnuwał budynki.




Wszystko znajdowało się jakby za mleczną, muślinową zasłoną. Dziewczynką wstrząsnął dreszcz.

- To zły omen – wyszeptała, pobladłymi wargami.

Dalsza droga upłynęła w ciszy. McAlpin podejrzliwie obserwował krajobraz za oknem, Lukrecja nerwowo bawiła się paskiem torebki a Sir Igatio utkwił zamyślony wzrok w gałce z kości słoniowej, która wieńczyła jego laskę. Atmosfera w powozie stała się ciężka i gęsta jak mgła na zewnątrz. Na twarzach podróżnych malowało się napięcie. Prawdziwą ulgę przyniosło im nagłe szarpnięcie, po którym, powóz zatrzymał się. Dotarli na miejsce. Ekscentryczna a wręcz dziwaczna posiadłość Hrabiego Foxa górowała nad całą okolicą. Potężny Euanatos wzniósł swój dom na podobieństwo warownego zamku. Strzeliste wieżyczki i wąskie, wysokie okna robiły imponujące wrażenie. W holu powitała ich stara służącą o skrzekliwym głosie.

- Proszę za mną - powiedziała i ruszyła w głąb domu.

Lukrecja rozglądała się dokoła ze zdziwieniem. Wiele się tu zmieniło, od jej ostatniej wizyty. Nie chodziło tylko o wystrój wnętrza, subtelna zmiana zaszła w aurze tego miejsca. Zanim jednak, zdążyła zastanowić się nad istotą tej zmiany, doszli do wielkich przeszklonych drzwi prowadzących do ogrodu zimowego.

Dziwne Sir Henry nigdy nie przyjmował gości w tym miejscu, zdążyło jej jeszcze przebiec przez myśl, zanim przekroczyli próg sztucznej, miniaturowej dżungli.

- Pani Hrabino, goście. Czy można już podawać herbatę i przekąski – zaskrzeczała staruszka.

Trójka nowo przybyłych stanęła twarzą w twarz z młodą, niezwykle piękną, odzianą w czerń kobietą. Lukrecja jęknęła i osunęła się na ziemię zemdlona.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 08-02-2008 o 22:25.
MigdaelETher jest offline