Pierw bandyci, potem ogień.
Tego było już za wiele dla młodego farmera. Zamknął oczy. Chciał myśleć o czym innym - o spokoju, jaki dawała mu praca na roli, o swoich nowych przyjaciołach... O czymkolwiek.
Tylko nie o ogniu. Lecz on sam się cisnął do myśli i ni jak nie można było go z nich wyrzucić.
Płonący budynek... wrzask kobiet... Dwóch mężczyzn trzymających go, powstrzymujących przed rzuceniem się w odmęty ognia - w pewną śmierć.
I nagle to wszystko ustało za sprawą pukania do drzwi, a po chwili głos Morgula w drzwiach zachęcającego do wspólnej wędrówki.
Wciąż leżąc na łóżku Alemir spojrzał na przyjaciela obojętnym głosem. Jakie znaczenie miała ta wędrówka? Jasnym było że tylko jeden z nich może zostać owym pomocnikiem, więc była to rywalizacja. Jednak oni, cała szóstka, byli przyjaciółmi.
Przyjaźni nie powinno się wystawiać na rywalizację - to jedna z wielu dróg do jej zniszczenia.
Jednak żadnej z tych myśli Alemir nie wypowiedział na głos. Usiadł na łóżku, westchnął z frustracją i powiedział do Morgula uśmiechając się:
- Jasne, czemu nie? Wezmę tylko swoje bukłaki i możemy ruszać. - rzekł z udawanym entuzjazmem. To wszystko się Alemirowi co najmniej nie podobało.
Kiedy już weźmie bukłaki, idzie za Morgulem w kierunku lasu. |