Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2008, 12:11   #2
Dhagar
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Tan Walnar jechał gościńcem rzucając co jakiś czas okiem na okolice. Na samotnych wędrowców wiele czyhać mogło niebezpieczeństw. Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną o niedługich ciemnych włosach, szarych oczach i kilkudniowym zaroście okalającym twarz. Na ubraniu podróżnym nosił szarą kolczugę, która dawała mu nadzieję na przetrwanie w razie potyczki, podobnie jak hełm na głowie. Przy siodle przytroczona była tarcza oraz miecz o rękojeści zdobionej bogatymi ornamentami przedstawiającymi zaciśnięte na konarze drzewa dłonie i zwieńczonej głową orła. W dłoni zaś trzymał opartą na wsparciu przy koniu kopię. Obręcz z herbowym godłem uzupełniało jego wizerunek.
Ćwierkające ptaszki, słońce wysoko na niebie obdarzające wszystko wokół swym ciepłem i wszechobecna zieleń. "Do diaska, brakuje tylko do tego widoczku bandytów wylegujących się przy ognisku" - przemknęło mu przez myśl. Choć było niemiłosiernie przez ten upał nie narzekał, można by rzec że miał już ten okres za sobą i był przyzwyczajony.
Przypomniały mu się młodzieńcze lata, spędzone z rozkazu surowego ojca w kuźni. W pocie czoła i gorąca buchającego z palenisk pracował by zadowolić majstra, choć dusza rwała się by opuścić to upiorne miejsce zdecydowanie nie pasujące do niego...

Miasto do którego dotarł niezbyt się różniło od rodzinnego. Tyle przynajmniej mu się zdawało na pierwszy rzut oka w powoli zapadających ciemnościach nocy. Przejechawszy przez bramę wjechał do środka. Stukot podkutych kopyt konia o bruk dawał o sobie znać wokół. Niektórzy strwożeni chyba okoliczni mieszkańcy, których nie było wielu o tej porze, odwracali się w kierunku przybysza.

- Hej ty ! Gdzie tu karczma ? - zapytał najbliższego wieśniaka. Ten spojrzał w górę i skulił się trochę.
- A tu niedaleko mości panie.- odparł skłoniwszy się z szacunkiem - Dojedziecie panie do końca tej ulicy i w prawo skręciwszy będzie już widoczny szyld. Tan Walnar skinął głową i ruszył dalej. Nazwa "Złoty bażant" sugerowała takież serwowane danie. Zostawiwszy konia pod opieką chłopca stajennego, który zaraz się też pojawił, ruszył ku wejściu.

- Wierzchowiec ma być wyszczotkowany, napojony i nakarmiony
- rzekł do służącego jeszcze nim wszedł do środka.

Zapachy pieczonego mięsiwa i aromaty win zdawały się dawać niecodzienny wygląd na tą karczmę. A może po prostu dawno nie ucztował i podobne zapachy uleciały z jego pamięci. Mimo wszystko zamówił ów bażanta z butelką wina na kolacje, a zjadłszy zapłacił za pokój i kąpiel, z której z przyjemnością skorzystał. Błogi uśmiech wykwitł na jego ustach gdy zanurzył się w gorącej wodzie. Trochę brakowało mu tego w podróży. Rozkoszując się kąpielą przypomniał sobie jeszcze na chwilę zauważonych gości. Widać też podróżnicy jak on, choć nie zwykło sie spotykać samotnych szlachcianek w podróży. A może po prostu nie zauważył zmęczony ich eskorty.
Gdy zasnął w końcu w wygodnym łożu nie spodziewał się snu, choć jak niektórzy mówili to się nieraz zdarza w nowym miejscu.
... twierdza, hołd pocztu rycerskiego, jeńcy, bogactwa...
Gdy obudził się siadł na łóżku i spojrzał w okno. "Przyszłość, a może jedna z możliwych dróg i jej koniec". Uśmiechnął się i przemywszy twarz założył świeże ubranie, kolczugę i przypasał miecz po czym zszedł na dół.
Skoro już był w mieście postanowił to wykorzystać i zamówiwszy jajecznicę na boczku zwrócił się do karczmarza.

Zapytany z dumą wypiął pierś i odpowiedział.

- Tak szlachetny Panie, mamy tu taką osobę o jakiej mówisz.
Zwie się Tan Gortmund Czarny.- rzekł po czym wytłumaczył jak do niej dojść.

- Na pewno nie przeoczysz jego domostwa, to najlepiej pilnowany dom w mieście, he he, nawet miejscowy posterunek orków nie jest tak dobrze strzeżony.

Karczmarz uśmiechnął się i pożegnał po zainkasowaniu należności. Po chwili zapytał również o życzenia co do obiadu. Tan Walnar uśmiechnął się w duchu "Tak powinno się traktować rycerzy".

- Niech będzie królik. Tylko dobrze przygotowany -
odparł wychodząc.

Tan Gortmund Czarny. Ciekawość i pasja kierowały jego krokami do siedziby nowego nauczyciela. Gdy ją ujrzał pokiwał głową z uznaniem. Nieduża, choć solidnie zbudowana mogła by się oprzeć przez jakiś czas oblężeniu.
Gdy oznajmił swoje imię i cel przybycia strażnicy skłonili się mu z szacunkiem a po niedługiej chwili zaprowadzono go przed oblicze pana domu. Idąc po drodze nie mógł nie zauważyć znajdujących się wszędzie trofeów wojennych i charakterystycznych ozdób. Sam Tan Gortmund siedział przy karafce wina a w pobliżu leżało pole z różnymi figurami.

- Jestem Tan Walnar Razorge, czarny rycerz - przedstawił się mu gdy stanął przed jego obliczem - Przybyłem tutaj w sprawie nowych nauk u mistrza.

-
Tak właśnie, przejdźmy od razu do rzeczy, mam dla Ciebie pewną propozycję, jeśli zgodzisz się zagrać w grę, której zasad Cię zaraz nauczę, wówczas określimy na jakich zasadach przebiegać będzie współpraca między nami. Jeśli wygrasz, nauczę Cię za darmo, podstaw ścieżki jaką podążasz. Wzbogacę Twój zasób umiejętności, choć to najtrudniejsza rzecz, jaką wymaga się od nauczyciela. Moje podstawy będą bardzo służyć Ci na przyszłość, kolejni mistrzowie nie będą musieli korygować błędów, jakie mogliby wpoić Tobie niedoświadczeni nauczyciele. Być może jeszcze wciąż będziesz pobierał nauki u mnie o ile pozwoli mi na to czas a jego mam bardzo mało. Jak każdy z resztą na moim stanowisku.
Jeśli przegrasz, to i tak nauczę Cię podstaw, ale wykonasz dla mnie pewną rzecz.

Tan Walnar spojrzał na niego "Mogłem się spodziewać, że zażąda zapłaty. Choć wykonanie dla niego zadania może być równie interesującym doświadczeniem".
- A co to za zadanie ? - spytał z ciekawości.

- Miałem kiedyś znajomego, który pożyczył ode mnie długi srebrny miecz. Kurt mu było jak pamiętam, wydarzył się to wiele lat temu i właściwie już niemal o tym zapomniałem. Chciałbym abyś udał się do niego i odebrał moją własność, dostaniesz list, aby Kurt nie śmiał Ci odmówić. Myślę, że to będzie właściwa przysługa za przysługę. Tylko uważaj na niego, mówiąc szczerze był i być może nadal jest lekko stuknięty. Gdy pożyczał miecz mówił coś o stworach, czy demonach z innych wymiarów, właściwie to mu niespecjalnie uwierzyłem, no ale ktoś kto w ogóle myśli o takich rzeczach musi mieć jakieś umysłowe zaburzenia…

- Szaleniec i demony. Brzmi groźnie. - -
uśmiechnął się. "Ale czym by było życie bez wyzwań". - A jeśli wygram ?

- Jeśli wygrasz, to może zechcesz się tam udać za drobnym wynagrodzeniem… no, ale to już będzie zależało od gry. To jak umowa stoi? Zagramy w partyjkę zwaną warcabusem??

- Umowa stoi Tan Gortmundzie. Zagrajmy
. - i siadł na wskazanym fotelu.
Kto by się tego spodziewał. A może po prostu szczęście mu sprzyjało. Jakby na to nie patrzeć wygrał z mistrzem tą partię. Ustalanie szczegółów nie zajęło im dużo czasu. Zbyt dobrze się rozumieli by mogły zaistnieć na początku znajomości jakieś nieporozumienia. Wraz z nowym dniem miał zacząć pobierać nauki, a gdy minie 14 dni wyruszyć ku posiadłości Kurta. Jak dotąd wszystko układało się całkiem nieźle. Opuściwszy posiadłość czarnego rycerza ruszył znów ku karczmie. Pora obiadowa była w pełni.
Wkroczywszy do środka rozejrzał się po wnętrzu szukając odpowiedniego miejsca. Po chwili nie dłuższej niż jedno westchnienie rozsiadł się w pobliżu kominka i spojrzał w kierunku karczmarza w oczekiwaniu na podanie posiłku.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."

Ostatnio edytowane przez Dhagar : 20-02-2008 o 12:07.
Dhagar jest offline