Wallace z otwartą gębą patrzył jak medyk tnie powietrze.
Z zadziwienia wyrwał go Fenn. -Te linki najlepiej rozciągnąć na skraju lasu, najlepiej żeby osłaniały teren obozowiska i ciągnęły się kawałek poza nie. -Rozumiem.
Wallace sięgnął do skrzyni i wyjął z niej długą i stosunkowo cieniutką linkę. Znalazł tam jeszcze stare garnki. Przypasał swój falchion i skierował się w sronę lasu. Jednym ruchem ściął gałąź. Z aprobatą popatrzył na swój miecz. -Nie ma to jak robota dobrego kowala.- Drewno pociął w kołeczki i zaostrzył je, po czym ją wbijać je nogą w ziemię. Gdy wszystkie zostały wbite przywiązał do jednego z nich koniec linki. Przez linkę przwiesił dwa naczynia. Zrobił tak z każdą parą kołków. Pułapka była niewidoczna w ciemności gdyż wysmarował garnki węglem z ogiska. Teraz nie błyszczały. Wrócił do obozowiska. -No robota skończona. Na czym chcecie spać? Mamy dużo płótna. |