- Rzecz jasna, pani, że go znam. Razem pływaliśmy po morzach i oceanach, a teraz muszę już iść – powiedział bardzo szybko i oddalił się w stronę drzwi.
„Cholera, syfilis, dżuma i ospa! Chędożony mój umysł przeklęty.” Był tak zajęty przeklinaniem samego siebie, że nie zauważył otaczającego go śniegu i przenikliwego mrozu.
- To twoja wina suko, to po tobie odziedziczyłem nadmiar wyobraźni – wyszeptał, mówiąc o swojej matce, którą ledwo znał, ale tak jak ojca nienawidził.
„Wrócić nie mogę... Chyba, że skombinuję odpowiednie przebranie.” Rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu jakiejś płachty materiału. „W wozowni powinna być jakaś plandeka!” – udał się więc tam w poszukiwaniu czegoś pod czym będzie wyglądał jak typowy starzec, który wchodzi do karczmy i wie wszystko o innych lepiej niż oni sami. Wielu takich kręciło się świecie namawiając młodych ludzi do karkołomnych misji.
__________________ "Precz z agresją słowną!
Przejdźmy do czynów!" - Labalve |