W karczmie zostało mało ludzi. Oprócz tajemniczego jegomościa w kącie i drużyny wszyscy poszli. Czterej żeglarze chwiejnym krokiem wrócili na swoją łajbę, a dwóch pijaczków poodprowadzał do domów kelner. Śnieg zasypał całą ulice tak siarczyście, że biały puch sięgał podróżnym do kostek, a wciąż bardzo prószyło.
-
Wiesz co elfie? Chyba niedługo żyłeś w naszym, ludzkim gronie. Sądzę tak bo nie znasz się w ogóle na naszej ludzkiej podejrzliwości. Toż to przecie nie od dawna wiadomo, że większość ludzi to lud prosty i Magią się nie para w przeciwieństwie do twoich ziomków z tej waszej wyspy. Tutaj wszyscy jesteśmy nieufni w stosunku do czarodziejów. A po twoim wyglądzie łatwo wywnioskować żeś mag. Najgorzej jeśli spostrzegli się żeś i z rasy elfów się wywodzisz bo to chodzą słuchy że ta wasza Magia jeszcze bardziej niszczycielska od naszej. Ale i jakby nawet po wyglądzie twoim cię nie rozpoznał to twoje ptaszysko dziwne i na chowańca magicznego mi wygląda. Bo my ludzie wszyscy wiemy jak powstają i do czego to wam służą takie piekielne stworzenia. – Rzekł ochroniarz zastępujący karczmarza, który chyba przysłuchiwał się rozmowie
Snoriiego i
Lilawandera.
Tymczasem dwoje krasnoludów biegali po ulicach za stworem wierząc w słowa czarodzieja. Nabiegali się przy tym niemiłosiernie, a nic jakiego ciekawego nie znaleźli.
Karczmarz Rob: