Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2008, 16:48   #3
Redone
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Słońce okalało promieniami okolicę, jego promienie opadały na każdy listek drzewa, na każde źdźbło trawy i na każdą grudkę ziemi. Kilka ptaków goniło się radośnie pośród ciepłego letniego powietrza wydając przy każdym zwrocie charakterystyczny pisk. Kilka motyli unosiło się nad leżącą tuż przy drodze łąką pełną maków. Pomimo zbliżającego się wieczoru wszystkie owady i zwierzęta zdawały się nie zauważać, że wkrótce zajdzie słońce a na niebie pojawi się księżyc.

Tylko podróżująca samotnie elfka siedząc na swoim czarnym koniu rozmyślała o zbliżającej się nocy i cieszyła się, że na horyzoncie widać już miasto Bogenhofen. Odgarnęła z czoła ciemno złote włosy i zatrzymała się na chwilę patrząc w słońce. Zmrużyła powieki chroniąc swoje jasno brązowe oczy przed nadmiernym światłem. Przyjemnie było tak rozkoszować się chwilą, gdy jeszcze natura była wszędzie wkoło niej. Gdy wjedzie dziś wieczorem do miasta, przyroda zostanie poza murami, a wewnątrz nich znajdzie jedynie brud i kamienie.

Gdy zajechała pod bramę na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Migały radośnie na coraz ciemniejszym niebie, a powietrze zaczynało się ochładzać. Ciemność w niczym nie przeszkadzała Saline, jej oczy widziały nocą równie dobrze jak za dnia. Ile to razy dziękowała Sharami, że mogła urodzić się elfem. Tak, czuła się lepsza od innych ras, śpiewała i tańczyła lepiej niż niejeden ludzki śpiewak czy tancerz. Jej poczucie piękna było ogromne w stosunku do tego co pięknem nazywali na przykład orkowie. Oj tak, dobrze czuła się w swojej elfiej skórze.

I nie mogła też narzekać na swój status majątkowy. Gdy przejeżdżała przez bramę miasta od razu było widać, że nie jest jakąś chłopką, która przyjechała tu na targ. Jej smukła, wyprostowana sylwetka i uniesiona dumnie głowa wyróżniały się wśród mieszczan zdążających do swoich domów. Ukradkiem spoglądali na piękne rysy Saline i rozważnie schodzili jej z drogi. Może to ze względu na jej dumny wygląd, a może z powodu zawieszonego o boku miecza. Chociaż prawdopodobnie z obu tych powodów.

Szybko znalazła karczmę, a zachęcająca nazwa przypomniała o pustym żołądku. Odstawiła konia do stajni i postarała się by ktoś o niego dobrze zadbał. Młody chłopiec z ochotą obiecał się zająć koniem gdy dostał do ręki złotą monetę. Jego umorusana buzia przedstawiała wielki uśmiech. Saline, która lubiła dzieci, poczochrała go po włosach i udała się do karczmy. Najwyższy czas porządnie zjeść i odpocząć, szczególnie że ostatnią noc spędziła pod gołym niebem.

Wnętrze karczmy wyglądało równie zachęcająco jak jej nazwa. Przyjemne zapachy spowodowały, że na twarzy elfki wykwitł uśmiech. Poprosiła o przygotowanie bażanta i poszła najpierw do swojego pokoju by zostawić rzeczy i się odświeżyć. Nie miała zamiaru siadać do jedzenia w zbroi, nie było by to zbyt praktyczne i przyjemne. Pokój wyglądał czysto i kobieta miała nadzieje, że nie tylko tak wyglądał ale taki był. Łóżko nie było ani za miękkie ani za twarde, to dobrze, w końcu dobrze odpocznie, każdy jej mięsień wołała o kilka godzin przerwy.

Zeszła z powrotem do głównej sali skosztować w końcu tego przysmaku, o którym myśl nie opuszczała jej odkąd zobaczyła szyld karczmy. Zortek postawił przed elfką parujący talerz i kielich wina, a Saline od razu zabrała się do jedzenia dziękując karczmarzowi za posiłek. Musiała przyznać, że długo nie jadła tak dobrze przygotowanego bażanta i poprosiła orka by pochwalił kucharza za tak pyszne danie. Wino też było niczego sobie. Wszystko to sprawiło, że wcale nie miała ochoty by ruszać w dalszą drogę, przecież można tu zostać na kilka dni i nabrać sił do dalszej podróży.

Tej nocy sen był inny niż zwykle. Wydawał się taki realny, taki... kuszący. Saline nie wiedziała co czeka ją w przyszłości, ale przeciwko takiemu biegowi wydarzeń nie miałaby nic przeciwko. Bogata, uwielbiana, każda kobieta o tym marzy. I ta czarna perła, jej widok towarzyszył elfce jeszcze przy śniadaniu. Za taką perłę dostałaby mnóstwo pieniędzy, a już ona wiedziała co nieco o wartości klejnotów. Dokończyła jeść śniadanie, chleb z pysznymi konfiturami, i skierowała się do karczmarza by uregulować należność. Przy okazji zapytała gdzie mogłaby znaleźć kogoś, kto podszkoli ją w jej umiejętnościach. Na szczęście znajdzie w mieście właśnie kogoś takiego.

Saline wzięła ze sobą tylko kilka monet i miecz, a wychodząc, słysząc pytanie Zorteka, bez dłuższego namysłu poprosiła o przygotowanie na obiad sarniny. Dzień znowu był ciepły i cieszyła się, że mogła zostawić zbroję w pokoju, nie uśmiechało jej się biegać teraz w czymś takim. Zajrzała jeszcze czy stajenny dobrze przypilnował konia i ruszyłą we wskazanym przez karczmarza kierunku. Miasto pozytywnie ją zaskoczyło, nie było wcale tak brudne i głośne jak się tego spodziewała. Oczywiście, daleko było mu do jej pięknego Ongir-Garu, ale nie można mieć wszystkiego. Mieszkańcy też wydawali się w miarę uprzejmi.

W końcu doszła do szukanego budynku. Dość spory asortyment nie był dla niej zaskoczeniem, a jej uwagę przykuło te kilka sztuk broni na wystawie. W myślach przywołała obraz sklepu rodziców, u nich na wystawie leżał prawie identyczny miecz jak tutaj. Zdziwiła się, ze to pamięta, to było kilka jeśli nie kilkanaście lat temu, a miecz ten był w ich posiadaniu krótko. Z tego co pamiętała miał dużą wartość i szybko został wykupiony. Kto wie, może to właśnie ten sam miecz i jakimś dziwnym zrządzeniem losu przywędrował on aż tutaj? Elfka potraktowała to jako dobry znak.

Już w środku dowiedziała się, ze musi chwilę poczekać ale wcale jej to nie zmartwiło, chętnie rozejrzała się po sklepie i porozmawiała ze sprzedawcą historii sklepu. Już po chwili została poproszona do salonu, a cóż to był za salon! Zdecydowanie było na czym zawiesić oko. Pomimo tego, że było tu tyle pięknych i bogatych ozdób pokój był utrzymany w dobrym guście, właściciel nie przesadził i zrównoważył doskonale wystrój.

- Witaj szlachetny El Snori, jestem El Saline Us'Losar. Rada jestem, że dane było mi tutaj trafić.

Elfce spodobało się, że kupiec przeszedł od razu do konkretów, utwierdziło ją to w przekonaniu, że dobrze trafiła. A El Snori okazał się być całkiem miłym człowiekiem, który dość zabawnie wyglądał przy wysokiej i smukłej Saline z tym swoim brzuszkiem. Jego propozycja wydała się kobiecie bardzo interesująca, z chęcią zasiadła do gry, której kiedyś nauczył ją ojciec. Niestety tym razem fortuna uśmiechnęła się do bardziej zapewne doświadczonego w tej grze Snoriego. Nie zmartwiło to bardzo elfki, i tak chciałaby wykonać to zadanie, o którym jej mówił. Zawsze to jakieś nowe doświadczenie, nowa przygoda.

Ustalili, że Saline zjawi się tutaj dnia następnego, dawało jej więc to całe popołudnie dla siebie. Wychodząc raz jeszcze spojrzała na ten piękny miecz, na jego gładkie ostrze i pięknie zdobioną czarną rękojeść. Czarną jak perła, którą widziała dziś we śnie. Kolejny dobry znak? Hmm, a może zły? Nie rozmyślając już nad tym elfka udała się do karczmy, ciekawa czy obiad będzie równie dobry jak wczorajsza kolacja. Po drodze zobaczyła na wystawie jakiegoś sklepu piękny naszyjnik z jakichś czerwonych kamieni, połączonych złotymi motywami kwiatów. Kobieta ucieszyła się, że te kilka monet, które ze sobą wzięła starczyły by kupić ten naszyjnik. Pięknie prezentował się na jej szyi.

W karczmie nie było dużo ludzi, pora obiadowa miała się dopiero zacząć. Kilka orków, kilka ludzi i kilku przedstawicieli innych ras. Saline usiadła przy tym samym stoliku co wczoraj. Czekając aż podany zostanie obiad rozglądała się po sali. Jej wzrok przykuł mężczyzna, całkiem przystojny jak na człowieka, siedzący przy kominku, który też chyba czekał na obiad. Było w nim coś intrygującego. A ponieważ Saline dłużyło się czekanie na posiłek, postanowiła spożytkować ten czas na nowe znajomości - tych nigdy za dużo, a kto wie może trafi na kogoś, kto jakimś dziwnym trafem będzie chciał kupić jej topór? Jeśli ktoś taki by się znalazł, wyglądałby pewnie podobnie do tego mężczyzny.

Uniosła się ze swojego siedzenia, a tylko tyle wystarczyło by wzrok większości osób skierował się w jej stronę, i z gracją podeszła do stolika owego mężczyzny. Jej płynne ruchy przypominały bardziej taniec niż zwykły chód. Uśmiechnęła się do mężczyzny i przywitała się.

- Witaj, jestem El Saline. Czy mogę się przysiąść? Nie lubię jadać w samotności.

Elfka zjadła obiad w towarzystwie Tan Walnara, a gdy miała już odchodzić dosiadł się do nich Tan Alander. Uprzejmie go powitała i pożegnała, po czym udała się do swego pokoju.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher

Ostatnio edytowane przez Redone : 21-02-2008 o 14:01.
Redone jest offline