Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2008, 22:02   #6
Lhianann
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Przyjemnie chłodna, wartka woda rzeczki przyjemnie chłodziła jej nieco ścierpnięte stopy.
Z przyjemnością poruszała placami u stóp.
Przeciągnęła się lekko siedząc na wiatrołomie lezącym po części na brzegu a po części w korycie bystrej strugi.

Głośny dźwięk chrupanej trawy dawała do zrozumienia, ze nie tylko ona cieszy się z wypoczynku. Smukła gniadosza z białą strzałką na pysku czerpała równie wielka przyjemność z odpoczynku jak jej pani.

Tishalulle czuła, ze nie musi się już śpieszyć
Napięcie jakie czuła od dłuższego czasu przestało być tak dotkliwe, czuła, ze jest już blisko swego celu.
Z uśmiechem igrającym na ustach sięgnęła po lutnie , której futerał zawiesiła na jednym z korzeni wiatrołomu w zasięgu rąk…
Nie musiała się już nigdzie śpieszyć…

Po kilku godzinach gdy zdążyła wykąpać się w głębszym miejscu rzeki, odpocząć tyle ile chciała ponownie osiodłała Vilję i ponownie wjechała na trakt prowadzący do Bogenhofen.
Jechała wśród drżących pod dotykiem złocistych promieni słonecznych polami, pokrytymi łanami zboża, gdzieniegdzie przetykanymi barwnymi plamami maków czy chabrów.

Słońce lśniło na srebrzystych pasmach jej długich gładkich włosów, upiętych na głowie w pozornie niedbały węzeł z jakiego spływały po jej plecach, aż na koński grzbiet wymykające z upięcia kosmyki.
Wzrost, budowa ciała i niezwykły typ urody nie budziły najmniejszych wątpliwości- w żyłach podróżniczki płynęła elfia krew.
Pełna gracji, zmysłowa sylwetka, o doskonałych proporcjach mogąca stanowić doskonały wzór dla rzeźbiarza, płynne taneczne ruchy, i twarz wokół której chyba nie dało przejść się spokojnie o oczach fiołkowej barwy stanowiły niezwykłe połączenie w tej przepięknej kobiecie.

Tan Tishalulle była doskonale świadoma daru niezwykłej urody jakim obdarzyli ją bogowie.
I czuła się z tym doskonale.

Mając za plecami zachodzące słońce wjechała do miasta.
Czuła, ze to właśnie tu, po ponad półrocznej wędrówce miała trafić.
Tylko co miała tu spotkać?

Nauczyła się już nie zwracać uwagi na pełne podziwu szepty, westchnienia, czy inne zachowania gawiedzi. To czasem bywała ta ciemniejsza strona jej urody…

Delikatnym ruchem kolan skierowała Vilję do budynku szczycącego się mianem „Złocistego Bażanta”. Długi czas upłynął od postoju w Tagar-Durze gdzie mogła wyspać się w wygodnym łóżku i zażyć gorącej kąpieli…

Ale najpierw jej klacz, potem dopiero ona.
Mimo nieśmiałych protestów chłopca stajennego któremu w jej obecności z lekka plątał się język sama rozkulbaczyła Vilję. Przesunęła lekko dłonią po gładkim łęczysku łuku jaki w czasie podróży wisiał w Łubiach przy lewym boku klaczy.
Poprawiła na biodrach pas na jakim wisiał dwustronny tarsar, w ozdobnej pochwie, równoważony z drugiej strony przez sztylet o płomiennym , pofalowanym ostrzu.

Z lekkim uśmiechem weszła do budynku karczmy.
Po chwili siedziała za stołem spokojnie obserwując jak pulchny ork zwija się jak w ukropie chcąc swą usłużnością chyba zaskarbić sobie przychylność w jej oczach.
Niebawem stanął przed nią talerz z pięknie podanym bażantem w winie, obok kielich lekko schłodzonego wina.
Spokojnie zaczęła jeść jednocześnie przysłuchując się rozmowom w karczmie.
Jej wyćwiczone ucho łatwo rozróżniało poszczególne głosy.

-Zacny gospodarzu, ufam, iż najdzie się dla mnie pokój.
Czy może znaleźć się w nim również balia z gorąca woda?
Spytała orka gdy podszedł by zebrać talerze i zapytać czy jej smakowało.
Jej wysoki, doskonale ustawiony, o płynnej tonacji głos był idealnym dopełnieniem niezwykłego wyglądu.

Gdy wylegując się w rozkosznie odprężającej kąpieli wspominała ostatnie pół roku spędzone w większości na morzu uśmiechnęła się lekko.
W końcu dotarłam do celu…

Sen jaki mila tej nocy niczym jej nie zdziwił.
Bardziej dziwny mógłby być jego brak.
Sny upewniały ją, że wybrała dobrą drogę…

Rankiem po lekkim śniadaniu ubrana w świeżo wyprane, gładkie ubranie ruszyła w wskazanym przez usłużnego orka kierunku.
Dom szlachetnego Tan Gotrika znajdował się tuż przy bramie wjazdowej do miasta.
Nie zauważyła żadnego strażnika, najwyraźniej nikogo takiego nie potrzebował.
To podejrzenie dość szybko okazało się mylne.
Jej bystre oczy wychwyciły za zamaskowanym oknem czujne oko obserwatora, z takiej pozycji mógł z łatwością strzelać z kuszy samemu pozostając niemal bezpiecznym.
Jednak gdy podeszła pod drzwi i zapukałaś w wejściu przywitał ją lokaj.
-Szanowna pani ukłonił się nisko i z widocznym doświadczenie.
- Mój Pan z chęcią się z Panią zobaczy zaprowadził elfkę do sąsiadującej komnaty – gabinetu. Całość oprócz kilku antyków, ładnej rzeźbionej wazy i kamiennego gargulca raczej nie przedstawiała nic ciekawego.

-Z czym szlachetna Pani przybywasz?
Gdy wyjawiła mu w jakim czemu przybyła do jego domu uśmiechnął się lekko i przysunął pomiędzy nich pięknie rzeźbioną szachownicę.
Ująwszy pomiędzy place pion rzeźbiony na kształt laufra , począł go delikatnie obracać w dłoni i odezwał się:


- Jest taka sprawa, moja Pani, czy mogłabyś udać się do wioski Altaren?
Już od dawna od miejscowych docierają mnie wieści o jakimś chłystku rozbójniku. Wiesz, Pani jak to jest z chłopami byle kmiotek o nieprzyjemnej twarzy i mieczu w rękach potrafi napędzić im stracha.
Sam udałem się tam ze dwa razy, ale jakoś nie natrafiłem na ślad zbója.
Nie wiem jak stoją Twoje zasoby pieniężne Pani i nawet mnie to nie interesuje.
Dla uniknięcia jednak kłopotliwych sytuacji dostaniesz ode mnie pieniądze na tygodniowy pobyt w karczmie. Jeśli nadarzy się ten rozrabiaka to wymierz mu nauczkę, myślę, że chłopi ugoszczą Cię za darmo Pani, ale kto ich tam wie…
Mogą być podejrzliwi, więc nie naciskaj.
To prosty lud i tak pewnie będą milczeć w obawie, aby nie natknąć się na podpuchę – rozumiesz, zbir mógłby nasłać kogoś, aby sprawdził co chłopstwo zamierza.
Gdybyś się zagubiła w tych leśnych drogach, choć to prosta ścieżka, gdybyś jednak to nieopodal znajduje się dworek niejakiego Kurta powinien być widoczny z daleka a od niego to już z trzy godziny drogi na południowy zachód, wiesz nie byłem tam już z kilka miesięcy i nie wiem czy drogi nie zarosły – uśmiechnął się przyjaźnie.
- Mój przyjaciel bard mógłby zająć się Twoim szkoleniem w fachu który jest mi obcy, zrobi to w ramach przysługi jaką jest mi winien...

Tishalulle w duchu spięła się nieco. Nie spodziewała się, że ona, córka jednego z Rady Olgrionu miała kiedykolwiek być wykorzystana jako ktoś od dawania nauczek pomniejszym rozbójnikom, ale cóż…
To właśnie tu miała się znaleźć i tego mężczyzny się szkolić.

- To oczywiście Pani jeśli przegrasz ze mną w tej grze.
Jeśli zaś wygrasz, to będzie to twoja decyzja czy się tam udasz, czy też od razu rozpoczniemy szkolenie.
Więc jak rozumiem, mam cię zapoznać z zasadami owej gry?

Tan Gotrik dokończył swą wypowiedź, spoglądając pytająco w piękne oczy elfki.
Tishalulle nie byla zdziwiona, iż mimo jej starań została pokonana w grze w jaką grała po raz pierwszy.
-Szlachetny Panie, pozwolisz, że nie skorzystam z twej pomocy fianasowej w mym zadaniu. W kwestii finansowej potrafię sama o siebie zadbać...
Więc nie pozwól bym dalej zabierała twoj czas, Panie.


Tishalulle po pożegnaniu się z swym przyszłym mistrzem opuściła jego dom.
Zamierzała zwiedzić trochę miasto, może, jakimś dziwnym trafem znajdzie się tu cokolwiek godnego jej uwagi...
Dzień zapowiadał się piękny, słoneczny ...
Miała nadzieję, że gdy wróci do karczmy zastanie w niej to o co prosiła rankiem.
Hymm, wręcz była tego pewna...
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay

Ostatnio edytowane przez Lhianann : 19-02-2008 o 08:24.
Lhianann jest offline