Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2008, 11:26   #2
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Gospoda „Pod pacha goblina” przypominała szlachecki dworek, który, jak Stephen był przekonany, gdzieś już widział. Tylko jakby dawno i może we śnie i w może zupełnie innym otoczeniu, bo nie wiadomo dlaczego, miał jakieś przeświadczenie, ze wóz stojący przed owym imaginowanym dworkiem był zbudowany z blachy i mógł poruszać się bez zwierząt pociągowych. Aż się roześmiał na tak absurdalną myśl, a sierżant, który od czasu zasadzki patrzył na niego dość dziwnie przypuszczając, że ich dowódca jednak odniósł jakąś ranę, zrobił dziwną minę:
- Panie poruczniku, na pewno wszystko dobrze?
- Tak sierżancie, ot, zmęczenie trochę daje się we znaki, jak nam wszystkim zresztą. Dlatego dobrze, że gospodę jaka mamy przed sobą.
- Za waszą zgoda, panie poruczniku, ja zajmę się chłopakami i ekwipażem.
- Nikt nie mógłby tego zrobić lepiej
Stephen Twinkle kiwnął głową. Sierżant Erasmus był starym wojakiem i traktował porucznika nieco jak swego podopiecznego, któremu czasem trzeba pomóc, czasem zaś wyręczyć. Mimo, że miał dopiero 19 lat to zwykle Stephen nie pozwalał na takie zachowanie, ale czuł się rzeczywiście niewyraźnie, jakby miał jakieś dziwne rozstrojenie jaźni. Głupie myśli przychodziły mu do głowy, koń pod siodłem trząsł się nieco bardziej niż zwykle, a ręce podczas walki chodziły trochę mniej sprawnie, niż zwykle. To dziwne, zawsze uchodził za wyjątkowy talent szermierczy, a jego dwa zakrzywione, zazwyczaj noszone na plecach, miecze kazały każdemu zastanowić się nad ewentualną zaczepką. Wprawdzie oblicze zdradzało bez problemu wiek, ale twardo spoglądające na świat oczy, często zacięta mina, ponadto służbisty nieco sposób zachowania się, dodawały mu powagi. Przydawało się, kiedy miał dowodzić grupą dwudziestu zakapiorów, którzy stanowili jego pluton. Prywatnie starał się nieco wyluzować, ale przyznawał, ze wojsko zostawiało znak na jego sposobie zachowywania się, przynajmniej czasami.

Ponadto jakby w głowie grały mu strofy jakiegoś dziwnego wiersza, czy pieśni. Nie przypominał sobie, żeby gdzieś kiedyś czytał na temat goblinów, którzy „kufel piwa od oręża wolą”. Zabawne, może to wzięło się z goblińskiej nazwy gospody? Pomyślał, że może faktycznie powinien odpocząć jakiś dzień dwa. Miał nadzieję, że rozkazy skierują jego pluton w jakieś spokojniejsze miejsce. Póki co planował jednak odpocząć w karczmie wiedząc, że sierżant służący pewnie kupę lat zrobi to bardzo dobrze. Ponadto wiedział, że Erasmus po prostu lubił troszkę podkreślać wagę swojego stanowiska. Sierżanci stanowili zawsze kręgosłup armii, Erasmus zaś pełnił dobrze swoje funkcje, więc Stephen nie widział powodu, żeby pozbawiać go tej drobnej przyjemności.

Zapadał wieczór, lecz słońce wysyłało jeszcze na ziemię ciepłe, lśniąco pomarańczowe promienie. Żołnierze kierowani przez sierżanta zajęli się końmi. Już przy wejściu bowiem powitał ich jeden z koniuchów pracujących w gospodzie. Jakby nie było, oddział dwudziestu paru kawalerzystów nie często się trafia. Trzeba wszystkich napoić, nakarmić, zadbać o spanie, o konie, a gospoda pełna gości. Nie mniej, armii się nie odmawia, dlatego miejsce w stodole się znalazło do spania, a dla Stephena nawet izdebka wewnątrz głównego budynku. Zadowoleni wojacy najpierw zajęli się porządzeniem rumaków. Stephen nie należał do najsroższych dowódców, ale konie i broń zawsze miały być w najlepszym porządku. Dyscyplina jaka taka także. Natomiast nie żołądkował się za bardzo, jeżeli jakaś część wyposażenia była nieregulaminowa, albo ktoś za bardzo odpyskował. Wiedział, że jego ludzie to chłopcy z lasów, którzy nie uczyli się po salonach, a doświadczenia wojskowego mają sto razy więcej, niżeli on. Dlatego wyznaczył kilku ludzi na warty, reszta zaś mogła wypoczywać. Ponadto pozwolił nawet golnąć sobie trochę piwka, co wywołało niekłamane zadowolenie wśród gromady wąsatych kawalerzystów, których pyski przypominały przeważnie zawodowych zabijaków, których nikt normalny nie chciałby spotkać w ciemnym zaułku. Stephen jednak przyzwyczaił się do swego oddziału, wiedząc, że to bitne chłopaki, które nieraz zalazły wrogom za skórę, teraz zaś, po walce ze zbójami mieli ochotę także nieco odreagować. Tym bardziej, że kilku odniosło, niegroźne wprawdzie, ale jednak, rany.

Środek karczmy wyglądał zachęcająco: drewno, palące się polana w ciepłym kominku, trochę gości i rozchodzące się w powietrzu zapachy. Stephen pociągnął nosem.
- Mmm – aż rozmarzył się zapominając na chwilę o dziwnej pieśni, która wypełniała mu wcześniej myśli. – Karczmarzu! Daj to samo, to temu człowiekowi – wskazał na michę z gulaszem, którą pałaszował jakiś nieznajomy. – Także pajdę chleba i wina nieco do tego, ale nie dużo. Moim ludziom także zdało by się jedzenie, i piwa trochę.
- Ano zaraz będzie, szanowny poruczniku. Już sługa mój zajmuje się waszymi ludźmi. Panu zaś zaraz przyniosę, co mam najlepsze
.

Stephen usiadł. Przyglądał się gościom. Tworzyli dosyć różnorodną grupę. Wśród nich największą uwagę zwrócił ów człowiek z gulaszem. To pod wpływem zapachu jego dania Stephen zamówił to samo. Kilka osób stało przy kominku. Wśród nich ktoś, kto stanowczo wyróżniał się w oczach oficera. Ów smakowity, długowłosy kąsek o niezwykle atrakcyjnej twarzy oraz przepięknych oczach aż się prosił, żeby wziąć go w opiekę.
Mniam, mniam – aż na głos powiedział porucznik, myśląc o dziewczynie i niepomiernie się zdziwił, gdy usłyszał obok głos oberżysty:
- A pewnie, ze pyszne, cieszę się, ze szanownemu panu smakuje już na sam widok, bo i rzeczywiście, gulasz to najlepsza rzecz na głodny żołądek.
Oficerowi niezupełnie o to chodziło, albo raczej zupełnie nie o to, ale był głodny, zabrał się więc za jedzenie planując potem sprawdzenie kwatery swojego oddziału, gdy nagle dziewczyna zaczęła śpiewać. Głód, który jeszcze przed chwilą drążył myśli porucznika wyparował nagle. Piosenka ... piosenka była tą, którą słyszał podczas drogi. Chciał wstać, podejść do niej, zapytać skąd ją zna, ale przez chwilę nie mógł zebrać myśli. Odruchowo włożył kilka kolejnych łyżek gulaszu do ust, gdy szept karczmarza wezwał go do pokoju jadalnego. Trochę był zawiedziony. Głupio mu się zrobiło przed sobą, zamiast o jadalni raczej pomyślał o sypialni, no, ale nawet jadalnia, to dobre miejsce na spotkanie kogoś, kto wywarł na nim takie wrażenie. Tylko otaczająca dziewczynę mgła tajemnicy. Życiowe drogi porucznika były skopane między innymi przez zdradę tych, którym ufał. Jakkolwiek więc atrakcyjna nieznajoma szalenie spodobała mu się to póki co, pragnął uzyskać trochę informacji. Ale dobre wejście też nie zaszkodzi. Dlatego, wezwany przez karczmarza, zanim wszedł do jadalnego, wyskoczył na zewnątrz i zerwał różę najpiękniejszą, jaką mógł znaleźć na rosnącym za podwórzem kolczastym krzewie. Roztaczała wokół siebie aromatyczną woń piękniejszą niż inne kwiaty. Arystokracja wśród pachnących roślin: połączenie wyglądu oraz zapachu. Skoczył szybko do karczmy widząc, że do jadalni kieruje się także kilka innych osób. Zdziwił się nieco, ale wszedł. Skłonił się lekko przed damą wręczając kwiat:
- Róża dla ciebie, pani, która jesteś różą wśród pięknych niewiast.
 
Kelly jest offline