Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2008, 00:46   #7
John5
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Adam siedział z zadowoleniem jedząc gulasz, który co chwila zagryzał jasnym, białym chlebem, który karczmarz przezornie przyniósł razem z daniem. Ku zadowoleniu elfa gospoda wyglądała na zadbaną, warto było tym razem wyłożyć trochę więcej pieniędzy i usiąść w miejscu tak bardzo różniących się od przybytków, w których zazwyczaj miał okazję gościć. Jednak uwagę Adama bardziej od sali chwilowo zajmowało smakowite danie. Dawno już nie miał nic solidnie przyrządzonego w ustach więc specjalnie jadł powoli, chcąc smakować każdy kęs. Jakby na zapas, by mieć co wspominać, podczas długich samotnych nocy spędzonych wśród kniei. Raz na jakiś czas podnosił dłoń ze skrawkiem mięsa, który podawał niewielkiej istotce siedzącej na ramieniu. Stworzonko wyglądało odrobinę, jak kobieta, lecz miało na plecach motyle skrzydła, oraz lekko skrzyło się w świetle. A przy tym barwa skóry była blado zielona.


Adam w zamyśleniu starał się odgadnąć znaczenie słów, które nie dawały mu spokoju, już od samego rana. Zaraz po przebudzeniu ze zdumieniem stwierdził, że po głowie kołacze mu się jakiś wiersz. Chwilę potem, co zdziwiło jego samego postanowił udać się do najbliższej miejscowości. Sam nie był w stanie określić co go do tego skłoniło. Po miał przeczucie, że musi udać się w to miejsce, by kogoś spotkać. Wrażenie było na tyle silne, że przezwyciężyło zdrowy rozsądek elfa. Jak dobrze pamiętał zirytował go fakt, że kiedy był już gotowy do drogi przez kilka chwil szukał jakiegoś „roweru”. Teraz siedząc przy gulaszu Adam przypomniał sobie te słowa.

Siedmiu wybranych by złu stawić czoła.
By dokonać tego, czego nikt nie zdoła.
Gdzie wicher strumieniem włada wedle woli,
A goblin kufel piwa od oręża woli.
Zbiorą się razem o pełni księżyca.
By swoje nawzajem rozpoznać oblicza
I siły swe połączyć, przyjaźń, zaufanie.
Niech bogów wola rozkazem się stanie.

Wiersz mówił o jakiejś siódemce, która ma wykonać wole bogów. Siódemce, która miała się spotkać o pełni, z kolei nazwa wioski idealnie pasowała do drugiego z wersów. Ale dopiero teraz elf zdał sobie sprawę, że miejscem, gdzie gobliny wolą piwo od broni jest karczma.

„Czy to oznacza, że jestem wśród tych wybrańców? Niemożliwe! Przecież są choćby w mym klanie o wiele bardziej godni tego, by dostąpić zaszczytu usługiwania bogom! A także w samych moich rówieśnikach było przecież kilku wyjątkowo uzdolnionych”

Przez umysł przemknęły mu imiona Josh Blacksmith i Robert McDuggan.

„Kim oni u licha są? W życiu nie słyszałem podobnych imion. Co się ze mną dzieje ostatnimi dniami? Chyba powinienem odpocząć, może to zwykłe zmęczenie? Umysł płata mi figle? Mam taką nadzieję. Ale cóż nie wypada, by coś tak dobrego stygło.”

Elf spojrzał na gulasz i sięgnął dłonią, ku kolejnej kromce chleba. Wtedy jakiś kobiecy głos za jego plecami zaczął krzyczeć i rozległ się stukot, zupełnie taki, jakby ktoś padał ze schodów. Chwilę potem, zanim Adam zdążył spojrzeć co się stało, coś, a raczej ktoś sądząc z odgłosów wpadł na jego krzesło. Elf z zaskoczeniem obserwował zbliżającą się do jego twarzy miskę z gulaszem. Rozległ się ciche plaśnięcie, kiedy miska zajęła miejsce twarzy mężczyzny. Z wściekłością podniósł się znad stołu i spiorunował wzrokiem niską, dziewczynę, która wpatrywał a się w niego z rozszerzonymi oczyma. Sos powoli spłynął mu po policzku i spadł ciężka kropla na stół. Elf otwierał już usta, by coś powiedzieć. Coś z pewnością niecenzuralnego i mającego zbesztać istotę, kiedy ta nagle poderwała się na nogi i lawirując pomiędzy stołami oraz pozostałymi gośćmi zniknęła za drzwiami, które jak się domyślał prowadziły do osobnej, mniejszej, prywatnej sali. Dopiero wtedy dało się zauważyć ogon dziewczyny. Adam z mieszaniną zdziwienia, wściekłości i rezygnacji machnął ręką i spojrzał na swoje ubranie. Przez chwilę milczał, a w tym czasie kawałek mięsa przyklejony dotychczas do powieki, teraz spadł prosto na spodnie. Co zresztą niezbyt pogorszyło ich stan.

- Jasna cholera! Niech tylko dopadnę, to jej ten ogon wyrwę i…-

Nie dane mu było dokończyć, co zrobi z ogonem. Podszedł do niego właściciel zajazdu i uprzejmym, choć nieco rozbawionym tonem powiedział.

-Panie, pewna dama chciałaby abyś się z nią spotkał. Jak zaznaczał jest to bardzo pilna sprawa, nie cierpiąca zwłoki wręcz. Czeka ona w pokoju jadalny. O za tymi drzwiami.-

Pulchnym placem wskazał na drzwi, za które przed momentem wbiegła sprawczyni zamieszania. Adam spojrzał na karczmarza ponuro.

„Mam nadzieję, że tą damą nie jest ta dziewczyna, bo jak tak to nie ręczę za siebie. Ale wygląda na to, że będę miał okazję spotkać ją tak czy siak. W końcu stamtąd nie ma innego wyjścia.”

Na głos jednak odpowiedział.

-Wpierw muszę się doprowadzić do normalnego stanu. Po twojej mienie wnioskuję, że mój obecny stan niewątpliwie wydaje się być zabawny. W każdym bądź razie masz tu gdzieś pokój, żebym mógł się pobieżnie obmyć i wyczyścić ubranie?-

Mężczyzna jedynie skinął głową i w odpowiedzi wskazał odpowiednie drzwi. Elfa szedł już we wskazane miejsce, gdy usłyszał czyjś śmiech a zaraz po tym podpity głos.

-Właśnie tak. Mówię ci dobrze mu tak elfowi parszywemu. Że też tacy mają czelność wchodzić do gospody i siadać między uczciwymi ludźmi.-

Adam stanął w połowie drogi i obejrzał się na wygłaszającego opinię. Wzrostem 180 cm przewyższał go o pół głowy. Szczupłą posturą rzecz jasna ustępował człowiekowi. Szybkim ruchem dłoni przeczesał ciemno brązowe włosy i oparł ją o rękojeść miecza. W poplamionej sosem białej koszuli oraz fioletowym kubraku zapewne byłby śmieszny. Jednak wygląd broni zniechęcał do dyskusji. Człowiek zamilkł pod gniewnym spojrzeniem i speszony odwrócił się do towarzyszy. Elf wzburzony ruszył do pomieszczenia, które okazało się być schowkiem na wiadra, sagany, misy, linki oraz masę innego śmiecia, wśród których na niskim stoliku stała niewielka balia. Wyraźnie gospodarz pomyślał zawczasu i kazał ją napełnić wodą. Zimną co prawda, ale to nie przeszkadzało Adamowi, przyzwyczajony był do brania kąpieli w strumieniach i taki znajomy chłód przywitał nawet z pewnego rodzaju ulgą. Szybko zdjął ubranie i niewprawnymi do tego rękoma starał się doczyścić co bardziej przybrudzony miejsca. Na koniec dopiero obmył twarz i ręce wycierając je w kawałek czystego materiału znaleziony obok balii. Co prawda krytycznie podchodził do swojego obecnego wyglądu, ale nie miał wyjścia zmitrężył już dość czasu i zapewne kobieta, która go wzywała zdążyła się odrobinę zniecierpliwić. Czym prędzej ruszył ku sali jadalnej tym razem nie zwracając uwagi na głupawe uśmieszki co niektórych gości karczmy.

Kiedy wszedł do pomieszczenia zauważył, że zgromadziła się tam już…

„Szósta. Czyli razem ze mną będzie siódemka. Czyli słowa wiersza jak na razie wydają się być nieomylne. Tak, wygląda na to, że jednak umysł nie płatał mi głupich figli”

-Wybaczcie mi spóźnienie, jednak musiałem doprowadzić się do jako takiego wyglądu po pewnym incydencie… - zawiesił głos i spojrzał na ogoniastą dziewczynę wzrokiem co najmniej złym. Jego włosy i częściowo także ubranie były wilgotne od wody.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline