Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2008, 05:52   #8
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację

Pierwszy zjawil sie mlodzieniec z roza.

- Róża dla ciebie, pani, która jesteś różą wśród pięknych niewiast.

Zdziwiona odruchowo wyciagnela po nia dlon. Z chwila gdy jej palce zetknely sie z lodyzka jeden z kolcow zaglebil sie w jej cialo. Ostroznie przelozyla kwiat do drugiej dloni zas zraniony palec, z ktorego pociekla strozka krwi, do ust. Metaliczny, a zarazem slodki smak krwi wypelnil jej usta sprawiajac, ze glod uderzyl z podwojna sila. Nie byla w stanie powstrzymac wysowajacych sie klow ani czerwonego blasku oczu. Nieznosny, palacy bol sprawil iz omal nie krzyknela tracac panowanie nad soba. Odwrocila sie pospiesznie chcac ukryc swoj stan. Nie wiedziala czy cos zauwazyli. Miala nadzieje, ze nie. Nie mysl o tym, nie mysl bo inaczej zaatakujesz ich zaprzepaszczajac jedyna szanse dla tego i wielu innych swiatow. Swiadomosc takiej mozliwosci pomogla. Uslyszala za soba kroki szostej osoby. Dobrze, czas zatem rozpoczac.
Odwrocila sie usmiechajac lekko i przylozywszy roze do ust zlozyla delikatny pocalunek na jej platkach.

- Dziekuje mlodziencze.

Zwrocila sie wpierw do tego, ktory ja jej ofiarowal. Nastepnie wypatrzyla istote nieco podobna do kota, ktora stala nieco niepewnie obok wilkoczleka trzymajacego na jej glowce swa lape. Ciekawa para.

- Owszem, dzisiaj jest czas pelni.

Przy drzwiach stal nieco zmokly elf. Wydawalo sie jej, iz przepraszal za spoznienie dlatego zwrociwszy na niego swoje spojzenie rzekla.

- Pora ta jest odpowiednia na twe przybycie szlachetny elfie. Jezeli nie sprawi ci to problemu bede niezwykle wdzieczna za zamkniecie drzwi. Wszystkich zas zapraszam do spoczecia.


Jej slowa brzmialy bardziej uroczyscie nizby sobie tego zyczyla. Pomysla zapewne, ze maja do czynienia z egzaltowana panienka z dobrego domu. Brzmienie okreslenia jakiego sama uzyla niezbyt jej sie spodobalo.
Dziwnym trafem w pomieszczeniu znajdowalo sie dokladnie siedem wygodnych krzesel obitych szkarlatnym materialem. Wszystkie skupialy sie wokol prostokatnego stolu nakrytego bialym obrusem. Na srodku mebla stal wazon wypelniony kwieciem z ukochanej rabatki karczmarki. Dziewczyna usmiechnela sie podchodzac do niego i dokladajac swa roze.

- Szkoda by bylo gdyby nazbyt szybko obumarla.

Wyjasnienie skierowala ku owemu mlodziencowi odbarzajac go slodkim usmiechem, a nastepnie zajela miejsce u szczytu stolu. Spogladajac na owa mieszanke charakterow i ras zastanawiala sie jakim cudem bogowie doszli do wniosku, ze ta gromada bedzie ze soba wspolpracowac. Przeciez juz na wstepie pojawilo sie napiecie pomiedzy elfem, a kotoludka. Co bedzie gdy dojdzie do wyboru tego, ktory bedzie przewodzil? Czy ktorykolwiek z tych twardych mezczyzn zgodzi sie na dyrygowanie nimi przez owa istote z kocimi zabkami gdy padnie na nia? Bala sie odpowiedzi.
Odczekawszy, az wszyscy zajma swoje miejsca zaczela wyprzedzajac ewentualne pytania, ktore niczym chmura dymu wisialy w powietrzu.

- Zapewne zastanawiacie sie kim jestem i co na bogow podziemi moge od was chciec. Zwa mnie Altari. Podobnie jak wy zostalam wezwana by stawic sie w tym oto miejscu i spotkac z tymi, ktorzy oprocz mnie zostali jeszcze wybrani do walki ze zlem. Moja jedyna nad wami przewaga jest wiedza. W przeciwienstwie do was wiem co nas wkrotce czeka, i jak trudne bedzie by spelnic wole tych, ktorzy nas powolali.

Zamlikla zastanawiajac sie nad kolejnymi slowami. Wy natomiast zdaliscie sobie nagle sprawe, ze to co tkwi w was od jakiegos czasu ucichlo. Bylo tam nadal co nie ulegalo watpliwosci, lecz teraz jakby przeszlo w tryb pasywny bedac lecz nie ingerujac. Ona natomiast mowila dalej.

- Naszym wrogiem jest Lilith, istota liczaca sobie ponad 1950 lat. Zywi sie krwia smiertelnych, zarowno doroslych jak i dzieci. Przez wszystkie te lata zdolala stworzyc sobie armie wampirza liczaca setki dobrze wyszkolonych wojownikow. Ze swoim uwielbieniam zadawania smierci i szybkoscia stwarzania potomkow jest dla zla bronia niemal idealna. Niemal, gdyz dzialac moze jedynie w nocy. Promienie slonca dajace zycie wszystkiemu wokolo sa dla wampirow rownie zabojcze co dla was miecz przeszywajacy serce. Ogien je spala, woda poswiecona przez kaplana rani, drewniany kolek wbity w serce, miecz odcinajacy glowe, zabijaja. Mamy dokladnie trzy miesiace aby przygotowac sie na jej przybycie. Mozecie byc pewni, ze bedziemy mieli na czym cwiczyc. Ten swiat nie jest od nich wolny.


Mowila coraz ciszej, a jej ostatnie slowa zabarwil smutek polaczony z gorycza. Wstala kierujac swoje kroki w strone okna.

- Ten swiat. Jedyny jaki znamy, a przeciez gdzies tam sa ich miliony. Wszystkie one, ich mieszkancy, ich przyszlosc leza obecnie w naszych dloniach, a my mamy jedynie siebie i trzy miesiace. Tylko trzy...... Ja... Zbyt silny... Musze...


Jej dlonie z potworna sila zacisnely sie na grubym, drewnianym parapecie, ktory pod ich naporem rozlecial sie w drobne drzazgi. Bol pozwolil jej zapanowac nad szalem. Wiedzac, ze i tak nie ma sensu tracic energi na tlumienie oznak zewnetrznych odwrocila sie do nich w pelni ukazujac szkarlat oczu oraz wysuniete kly. Nie wygladala jednak na osobe, ktora chciala by was zaatakowac.

- Zapomnialam dodac, ze sa rowniez silne, szczegolnie te starsze.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline