Kazimierz wsiadł na swego wierzchowca. Podrapał się po głowie zafrasowany ogarniając okolicę. Przed jego oczami przelatywała zabłąkana pszczoła. Wystawił rękę, kiedy owad na niej siadł przybliżył dłoń do twarzy: -No mała, zawołaj większych kolegów, może by im pomogli?
Po chwili trzymania pszczoły przy uchu i nasłuchiwania czegoś insekt użądlił go w dłoń i odleciał. Kapłan pogroził kosturom pszczole: -Ty popieprzony owadzie! Będziesz jeszcze prosić o miód pitny!
Zaklną pod nosem. Na wierzchowcu czuł się pewniej. Nie wtrącał się do dialogu towarzyszy. Na pytanie wampira ożywił się trochę: -Albo mają młode albo uznają ten pagórek za swój teren.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |