Jestem w trakcie lektury książeczki "Staropolskie obyczaje w XVI-XVII w" (dzięki Adr
), więc mogę się pochwalić znajomością kilku smaczków
W XVI i XVII wieku szlachcie bliżej było do chłopów, niźli do mieszczan, a to ze względu na wiejski tryb życia, mimo zdawać by się mogło ogromnej przepaści między nimi. Mieszczan, szczególnie kupców, nie lubiono bardzo, z resztą z wzajemnością. Walkę z nimi zaś prowadzono głównie... piórem! Powstawały na pęczki żarty, obraźliwe wierszyki, zagadki z odpowiedziami, całe fragmenty traktatów etc.
"Kupiec mitręgą żywiąc, zapominać musi o prawdzie i wierze. [...] Sposób onych rzemiosł taki jest, iż one sprośne a smrodliwe są."
"Wierz mi, iż to nie głupiec,
Co go to zowią pan kupiec;
Przyczyni ten sobie wagi
I łokciem rozciąga szragi."
Nie zawsze konkury i prośba szlachcica o rękę odpowiedniej panny były tak proste i bezproblemowe, jak to było pokazane w "Ogniem i mieczem"
Kojarzeniem odpowiednich par zajmowali się profesjonalni, lub nieco mniej profesjonalni swatowie - rodzina, sąsiedzi, przyjaciele. Problem pojawiał się wówczas, gdy w tym samym czasie pojawiało się kilku swatów, prezentujących wdzięki kilku kandydatek dla jednego mężczyzny. Swoje wspomnienia w tym względzie spisał Pasek:
"Chciał mię tedy wojewoda żenić z Radoszowską, a Śladkowski zaś, chorąży natenczas rawski, potem kasztelan sochaczowski, gwałtem mię ciągnął do panny Śladkowskiej, dziedziczki i jedynaczki, która miała wieś Bożą Wolą nazywaną w ziemi sochaczowskiej, bez najmniejszego długu, za którą wieś dał był ojciec jej 70 000 [...] Obadwa tedy psowali mi do owych konkurencyj fantazyją. Śladkowski na tamtę powiedał, że matkę miała swawolną występnicę, żeby i sama taka consequenter nie była; wojewoda zaś na Śladkowską powiedał in haec verba: Cóż to, choć ma siedemdziesiąt tysięcy, kiedy sama panna ma niektóre vitia, et praecipue zła jako jaszczurka i bez mała nie podpija, [...] Już tedy mię obadwa z oka nie spuścili; jak mię tedy zachwycili, musiałem i po trzech, i czterech niedziel mieszkać u nich, jak mię który zachwycił."
Finał tej sprawy był taki, że wielce zmęczony pan Pasek takimi konkurami, udał się z kolei z jeszcze innym swatem do pewnej wdówki. Okazało się, że i ona była bardzo zdeterminowana - jeszcze tego samego dnia oboje byli "po słowie"