| Ech, organizacja tego wszystkiego, w Anglii byłoby to nie do pomyślenia. Charles ciągle nerwowo przerzucał swój notesik, oprawiony w czarną skórę z jego inicjałami, prezent od ojca na dwudzieste siódme urodziny. Tam notował wszystko, o czym chciałby opowiedzieć- czy to w domu, czy podczas rozmowy z Lilian, czy też- gdy dana rzecz będzie utajniona- jedynie podczas raportu przed dyrektorem Scarlettem. Kolejne punkty w jego notatkach mówiły o tym, że siedzenie w samolocie, który został przysłany po niego i paru innych agentów, którzy mieli pomóc nieudacznikom zza oceanu, skrzypiało, że w hotelu z którego nie miał prawa wyjść nie podano kolacji, chociaż przybył tylko trzydzieści osiem minut po czasie, że limuzyna mimo usilnych próśb nie chciała przejechać obok Białego Domu, którego zdjęcie- nawet z samochodu- Charles naprawdę chciałby zrobić... Cóż, kiepsko, kiepsko. A teraz jeszcze ten nieporadny major, w marynarce angielskiej nie znalazłby dla siebie miejsca. "Oto Ameryka nas potrzebuje", przypomniał sobie w kółko powtarzane zdanie. A co, sama już sobie nie daje rady?
Prezentacji, czy raczej całkowicie nieprofesjonalnych, zdecydowanie zbyt skrótowych i trudnych do zapamiętania opisów kolejnych członków oddziału wysłuchał z uwagą, w notesie zapisując na oddzielnej stronie każde nazwisko- już wcześniej przygotował sobie na to kilka wolnych stron. Wolne uwagi przy każdym z nazwisk z pewnością pomogą mu w wybraniu osób, którym warto powierzyć jakieś odpowiedzialniejsze zadania. W końcu razem z tym pilotem był tu najwyższy stopniem! Krasovsky już dostał dopisek "upierdliwiec", Crowley zaś- "dziwak". Kobieta-pilot też trochę go dziwiła, nie przepadał za współpracą z płcią piękną. Wymuszały w oddziale zgoła inne relacje, często bawiły się we flirty nawet podczas akcji, a poza tym... Cóż, ich obecność zawsze go zawstydzała.
Szczegóły na temat misji także znalazły się w notesiku.
Po wypowiedzi Kenta (w notesiku dostał wpis "Zadufany cywil"), sam wstał i tym samym zaprezentował się w całej okazałości. Odrobinę ponad 170 centymetrów wzrostu, ciało- chociaż widać było całkiem niezłą muskulaturę- budową przypominało chłopięce, "zalizane" do tyłu włosy (ciemny blond) i jakby rozmyty wyraz twarzy- bez żadnej charakterystycznej rysy. No, może poza samym jej wyrazem- przypominał bowiem minę skrzywdzonego przez los chłopca.
Ciche mlaśnięcie, trudno określić co miało ono oznaczać- często zdarzało się to Straffey'owi, zawsze wstydził się tego odruchu. Jakby otwierał usta i chciał zrobić coś z nadmiarem zbierającej się z nich śliny. Splunąć w twarz każdemu z nich, nic nie warci specjaliści...
Wciągnął powietrze głęboko do płuc- bał się upokorzenia, nie chciał z góry ustawiać się na straconej pozycji wśród ludzi, których szacunek miał zamiar zdobyć. Parokrotnie stuknął palcami w notes, otwarty na kartce ze szczegółami ich misji. Ten gest akurat lubił, czuł, że nadaje mu powagi, pasuje w sam raz do jakiegoś intelektualisty. A na intelektualistę Charles zawsze chciał wychodzić. - Panie Kent, z pewnością wszyscy skorzystamy z pańskich zdolności- pod warunkiem, że będą nam przydatne.- spojrzał z ukosa na Jamesa. Głos podporucznika nadawałby się dla jakiegoś pisklaka- wysoki, na siłę modulowany przez niego w bas, taki bas jaki zawsze chciałby mieć. A do tego ten angielski akcent- jakby urwał się z "Monty Pythona". - Majorze, plan zdaje się być niemal doskonały, pochwalam świetne przygotowania amerykańskiej armii, która przyjęła nas najpierw naprawdę znakomicie, a teraz mówi nam o wszystkim- bez ciągłych "tego wam nie potrzeba", jak to ma miejsce w innych, daleko gorszych wojskach. Jednak muszę zadać jedno pytanie w trosce o dobro naszego oddziału- czy lądowanie na wyspie helikopterem będzie na pewno bezpieczne? Nie lepiej byłoby dokonać tam zrzutu, a dopiero później- po zbadaniu i ewentualnym oczyszczeniu terenu- posadzić na ziemi maszynę? Wie major w końcu jak łatwo o wypadki przy lądowaniu...- mówiąc, schował jedną rękę za plecy. Wyrobiony gest. Wielu ważnych tak przemawiało.
Chwilę jeszcze stał, po czym zajął swoje miejsce i spojrzał na majora, oczekując jego odpowiedzi.
Pieprzona amerykańska armia, ominęli Biały Dom...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie.
Ostatnio edytowane przez Kutak : 25-02-2008 o 15:54.
|