Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2008, 15:52   #3
Kutak
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Ech, organizacja tego wszystkiego, w Anglii byłoby to nie do pomyślenia. Charles ciągle nerwowo przerzucał swój notesik, oprawiony w czarną skórę z jego inicjałami, prezent od ojca na dwudzieste siódme urodziny. Tam notował wszystko, o czym chciałby opowiedzieć- czy to w domu, czy podczas rozmowy z Lilian, czy też- gdy dana rzecz będzie utajniona- jedynie podczas raportu przed dyrektorem Scarlettem. Kolejne punkty w jego notatkach mówiły o tym, że siedzenie w samolocie, który został przysłany po niego i paru innych agentów, którzy mieli pomóc nieudacznikom zza oceanu, skrzypiało, że w hotelu z którego nie miał prawa wyjść nie podano kolacji, chociaż przybył tylko trzydzieści osiem minut po czasie, że limuzyna mimo usilnych próśb nie chciała przejechać obok Białego Domu, którego zdjęcie- nawet z samochodu- Charles naprawdę chciałby zrobić... Cóż, kiepsko, kiepsko. A teraz jeszcze ten nieporadny major, w marynarce angielskiej nie znalazłby dla siebie miejsca.

"Oto Ameryka nas potrzebuje", przypomniał sobie w kółko powtarzane zdanie. A co, sama już sobie nie daje rady?

Prezentacji, czy raczej całkowicie nieprofesjonalnych, zdecydowanie zbyt skrótowych i trudnych do zapamiętania opisów kolejnych członków oddziału wysłuchał z uwagą, w notesie zapisując na oddzielnej stronie każde nazwisko- już wcześniej przygotował sobie na to kilka wolnych stron. Wolne uwagi przy każdym z nazwisk z pewnością pomogą mu w wybraniu osób, którym warto powierzyć jakieś odpowiedzialniejsze zadania. W końcu razem z tym pilotem był tu najwyższy stopniem!

Krasovsky już dostał dopisek "upierdliwiec", Crowley zaś- "dziwak". Kobieta-pilot też trochę go dziwiła, nie przepadał za współpracą z płcią piękną. Wymuszały w oddziale zgoła inne relacje, często bawiły się we flirty nawet podczas akcji, a poza tym... Cóż, ich obecność zawsze go zawstydzała.

Szczegóły na temat misji także znalazły się w notesiku.

Po wypowiedzi Kenta (w notesiku dostał wpis "Zadufany cywil"), sam wstał i tym samym zaprezentował się w całej okazałości. Odrobinę ponad 170 centymetrów wzrostu, ciało- chociaż widać było całkiem niezłą muskulaturę- budową przypominało chłopięce, "zalizane" do tyłu włosy (ciemny blond) i jakby rozmyty wyraz twarzy- bez żadnej charakterystycznej rysy. No, może poza samym jej wyrazem- przypominał bowiem minę skrzywdzonego przez los chłopca.

Ciche mlaśnięcie, trudno określić co miało ono oznaczać- często zdarzało się to Straffey'owi, zawsze wstydził się tego odruchu. Jakby otwierał usta i chciał zrobić coś z nadmiarem zbierającej się z nich śliny. Splunąć w twarz każdemu z nich, nic nie warci specjaliści...

Wciągnął powietrze głęboko do płuc- bał się upokorzenia, nie chciał z góry ustawiać się na straconej pozycji wśród ludzi, których szacunek miał zamiar zdobyć. Parokrotnie stuknął palcami w notes, otwarty na kartce ze szczegółami ich misji. Ten gest akurat lubił, czuł, że nadaje mu powagi, pasuje w sam raz do jakiegoś intelektualisty. A na intelektualistę Charles zawsze chciał wychodzić.

- Panie Kent, z pewnością wszyscy skorzystamy z pańskich zdolności- pod warunkiem, że będą nam przydatne.- spojrzał z ukosa na Jamesa. Głos podporucznika nadawałby się dla jakiegoś pisklaka- wysoki, na siłę modulowany przez niego w bas, taki bas jaki zawsze chciałby mieć. A do tego ten angielski akcent- jakby urwał się z "Monty Pythona".

- Majorze, plan zdaje się być niemal doskonały, pochwalam świetne przygotowania amerykańskiej armii, która przyjęła nas najpierw naprawdę znakomicie, a teraz mówi nam o wszystkim- bez ciągłych "tego wam nie potrzeba", jak to ma miejsce w innych, daleko gorszych wojskach. Jednak muszę zadać jedno pytanie w trosce o dobro naszego oddziału- czy lądowanie na wyspie helikopterem będzie na pewno bezpieczne? Nie lepiej byłoby dokonać tam zrzutu, a dopiero później- po zbadaniu i ewentualnym oczyszczeniu terenu- posadzić na ziemi maszynę? Wie major w końcu jak łatwo o wypadki przy lądowaniu...- mówiąc, schował jedną rękę za plecy. Wyrobiony gest. Wielu ważnych tak przemawiało.

Chwilę jeszcze stał, po czym zajął swoje miejsce i spojrzał na majora, oczekując jego odpowiedzi.

Pieprzona amerykańska armia, ominęli Biały Dom...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 25-02-2008 o 15:54.
Kutak jest offline