Marti usiadł wygodnie i starał się słuchać nieco przydługiego wstępu Majora i dosyć oczywistego planu jaki przedstawił. Kapelusz boonie leżał obok kubka ohydnej kawy, która miała pobudzić mózg Juniora do działania. Podporucznik jednak trochę przysypiał. Wczoraj impreza pożegnalna, którą zgotowali chłopcy z irackiej bazie była przednia. Do tej pory odczuwalne są efekty uboczne. Przylot na ostatnią chwilę na spotkanie, to też był zły pomysł. Marti spojrzał w czarną kawę i zobaczył drobinki piasku pływające po czarnej powierzchni napoju.
- Wszędzie piasek… Przydało by się umyć… -Pomyślał
Lekko przyniszczony mundur United States Marine Corps, pokryty kurzem wyraźnie wyróżniał się z reszty. Większość raczej zadbała chociaż o poranną higienę. Niestety Marti nie miał tego szczęścia. Prześledził na co dzień bystrymi zielonymi oczyma po pomieszczeniu w poszukiwaniu popielniczki. Niestety jego mętny aktualnie wzrok i nie spostrzegł nic interesującego, co mogło by chociaż posłużyć za popielniczkę.
Gdy Major skończył Marti starał się ożywić i skoncentrować na zadawaniu pytań. Niestety nasz Indiana Jones i pyszałkowaty anglik wtrącili wcześniej swoje pięć centów. Marti z niedowierzaniem popatrzył na podporucznika Straffeya i błyskawicznie powiedział z oburzeniem w głosie.
- Podporuczniku Straffey zapewniam, że pańskie cztery litery wylądują w całości na tej wyspie. Ma pan słowo pierwszego pilota czyli moje. Myślałem, że odwaga to atut brytyjskiego wojska.
Marti zaśmiał się w sobie, lekko jedynie uzewnętrzniając uśmiech. Teraz lekko oprzytomniał i podniósł kubek kawy zniszczoną dłonią. Wziął łyka i skrzywił się jak po szklance mocnej whisky. Spojrzał na Kenta.
- Generalnie wydaje mi się, że Pan Kent ma rację. Ja mam nas tam zabrać i sprowadzić, ewentualnie skopać tyłek jakichś zielonych przybyszy. Wszyscy chyba wiemy od czego jesteśmy i co mamy robić.
W tym momencie sierżant Lane zabrał głos. Seria pytań. Bardzo mądrych pytań ze strony sierżanta. Marti spojrzał z zaciekawieniem w kierunku Majora.
- Majorze Ja też mam istotne pytania. Na początek mam nadzieję, że moje cygara nie zostaną oznaczone znakiem „szkodliwe”. – Uśmiechnął się pod nosem. - Zauważyłem małe niedopatrzenie w planie. Wszystko pięknie ładnie, ale jeśli helikopter zawiedzie i radioodbiornik też? Co wtedy? Jeszcze jedno bardzo ważne pytanie…
Marti wyciągnął z kieszonki niedopalony kawałek cygara i czarna zapalniczkę U.S. Marines.
- Czy tu wolno palić Majorze?