Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2008, 23:25   #7
K.D.
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Living easy
Loving free
Season ticket on a one way ride
Asking nothing
Leave me be
Taking everything in my stride
Don't need reason
Don't need rhyme
Ain't nothin' I would rather do
Going down
Party time
My friends are gonna be there too, eh!


Edward był wzorowym żołnierzem, to niezaprzeczalny fakt. Kto by przypuszczał, co z człowiekiem robią dwa lata cywila!
Aleister był tego chodzącym(a nierzadko zataczającym się, tudzież spoczywającym w pozycji horyzontalnej, po upadku z na łeb z dywanu) przykładem. Jego wytarte dżinsy roztaczały wokół siebie delikatny zapach gorzelni, a czarna koszula, wraz z nieodłącznym cienkim, czerwonym krawatem była mocno przesiąknięta dymem z... rozmaitych specyfików i... czy to cynamon i gałka muszkatołowa?
Na szczęście zapaszek był niewyraźny i póki ktoś nie stał pod wiatr, lub nie przyszłą mu ochota wtulić się pomiędzy poły wielkiego, skórzanego, czarnego, owczego, markowego, pobrudzonego kurzem i błotem na końcach płaszcza, dało się z tym żyć. Mimo to mężczyzna z niejakim zawodem zobaczył, że nikt nie pchał się, by usiąść blisko niego.

Edward był wysoki - miał metr osiemdziesiąt pięć i był szczupły, i z wyglądu bliżej mu było do trzydziestki niż jego aktualnego wieku. Ciężko było powiedzieć, czy był muskularny, czy witki miał cienkie jak kocie rzęsy - bezkształtność jego ubioru nie pozwała na tak zaawansowane oględziny(choć postawa Crowleya wskazywała, że z chęcią wyskoczyłby z ubioru na prośbę co przystojniejszej damy), ale jego ramiona wydawały się szerokie, a dłonie miał duże, z dość szerokimi nadgarstkami, na których nie uświadczysz żadnego drogiego zegarka, a jedynie sznurkową indiańską bransoletkę i czarny gumowy ‘lajfstrong’. Czarno-czarne włosy(wprawne oko zauważyłoby z odrazą, że najwyraźniej są farbowane - skutek imprezy z bandą pijanych fryzjerów parę tygodni temu) i blada cera - tym bledsza, że Crowley miał lekkiego kaca - artystycznie komponowały się z przekrwionymi oczami koloru żaby w mikserze. Mimo to, nie można się było pozbyć wrażenia, że ten człowiek to nie podstarzały imprezowicz - w jego oczach, gestach, sposobie chodzenia, sympatycznym uśmieszku, coś się czaiło. Ciężko było powiedzieć, co - ot, kobieca intuicja odzywała się nawet w osobnikach płci męskiej, gdy na niego patrzyli, a mówiła ona - 'ostrożnie!'.
Crowley wymienił z O'hrurgiem spojrzenia - spojrzenia, jakie wymieniali między sobą ludzie, którzy darzą się nawzajem pełnym uprzejmości szacunkiem - skinęli sobie głowami na powitanie, krótko i po męsku, po czym usiadł sobie wygodnie i wydał z siebie ciche westchnienie rozkoszy, jak człowiek przewlekle chora osoba, która z wysiłkiem pokonała dystans od łóżka do telewizora i mogła znów uwalić się w jedną pozycję na drugie pół przespanego dnia.

O'hrurg zaczął przemawiać. Crowley słuchał z uwagą, ze wzrokiem błądzącym bezwstydnie po twarzach zebranych. Major rozpoczął pokaz slajdów.
Edward syknął cicho, gdy usłyszał swój opis. 'Konsultant do spraw zjawisk paranormalnych'? Jak to brzmi? Wezmą go za jakiegoś zamroczonego kultystę, albo, gorzej, szarlatana-dziwaka, pies ich w dupę jebał. Miał nadzieję, że autorytet majora, który z pewnością nie wybrałby kogoś takiego do misji, powstrzyma resztę ekipy przed zaszufladkowaniem go pod jednym ze wspomnianych rzeczowników lub dowolną ich kombinacją.
Aż ugryzł się w język, tak wykrakał.
-Zatem niech mi pan major na litość boska wytłumaczy, co tu robi ten kuglarz?!– Jajogłowiec(Crowley zawsze był zdania, że naukowcy nadrabiają brak jajec jajowością swoich czaszek), fizyk jądrowy, wyraził swoje wątpliwości. Jako pierwszy, ma się rozumieć - będąc człowiekiem nauki, był zmuszony bronić ciemnego ludka przed przejawami wiary w jakikolwiek mistycyzm. Edward też weń zresztą nie wierzył, problem polegał na tym, że to on wierzył w niego.
Edward nie odpowiedział na zaczepkę, choć bardzo go to zabolało. Siedział, niewzruszony, głuchy jak pień, i rzucił tylko krótkie spojrzenie na naukowca. Ten mimo woli się wzdrygnął, chociaż nie to Crowley miał na myśli.

Następnie odezwał się długopióry cywil. Taki młody... zadumał się były sierżant. Trzeba mu było wybaczyć szczeniactwo w stosunku do majora. Lekcja pokory przyjdzie sama, w odpowiednim momencie.

Teraz kolej na Anglika po lewatywie(Crowley wywnioskował to z wyrazu jego twarzy). Od razu go polubił - pieprzony, nadęty brytol, strzelający spojrzeniami z serii 'Ja was jeszcze wszystkich wydymam, hamerykanie, ku chwale Królowej!'. Takiego człowiek nie sposób nie lubić.

Odezwał się śliczny, ołowiany żołnierzyk. Taki rzeczowy, dech zapiera. Jeśli akcja się powiedzie, to dzięki takiemu jak on. Harcerzykowi, który posadzi dupsko na granacie, by reszta ekipy mogła dokończyć misję. Bez takiego ani rusz. Mądrze zresztą gada. Dobra nasza, zawsze przyda się ktoś kompetentny.

Marti. Też żołnierzyk, ale z żelaza. Marine. Jeden z takich, którym chrzęści piasek pod stopami, choćby chodzili po najgrubszych dywanach. Prawdziwą przyjemność Crowleyowi sprawiło pytanie o palenie. Swój chłop, widać, brat w nałogu(choć Crowley zaklinał się, że mógłby rzucić gdyby tylko chciał). O'hrurg kiwnął potakująco głową, a w dłoni Edwarda znikąd pojawił się biała rurka, wypchana najtańszym, ciemnym tytoniem. Mężczyzna zapalił ją wydobytą z nadupnej kieszeni dżinsów benzynową zapalniczką i zaciągnął się mocno.

Następnie uwagę 'konsultanta do spraw zjawisk paranormalnych' przyciągnęła jedyna przedstawicielka rzadkiej i cennej Płci Pięknej Militarnej na Sali, poza panią przyrodniczką. Nie do końca w jego typie, ale na bezrybiu nie łowisz, tylko wyciągasz zimne piwko i uwalasz na leżaku... tak to szło?
Żeby toto chociaż wymiona jak krowa miało, coby się przyssać można... Crowley westchnął w myślach, uświadamiając sobie że na misji czasu na spółkowanie może nie być. Może by ją tak na lotnisku wyhaczyć...?
Crowley, stary durniu, zamknij japę. Nie masz już dwudziestu lat, skarcił się w myślach. Wręcz przeciwnie, Edwardowi było znacznie bliżej do czterdziestki. Kiedy tak właściwie zaczął to tak dokładnie odliczać? Oprócz O'hrurga, był najstarszy z całej gromadki. Ale Bóg, w którego Edward wierzył, ale z premedytacją nie wyznawał, był dobry – skonstruował trzy rzeczy, dzięki którym mężczyzna czuje się młodszy – wino, powabne dziewczątka(psia ich mać, działają chyba najlepiej) i błogosławione, niebieskie pigułki, prościutko ze wschodniej Europy.

Krótka przerwa po pytaniach Wolfa. Crowley podrapał się za uchem, chrząknął, kaszlnął i wygładził połę płaszcza. Niektórzy spojrzeli na niego z wyczekiwaniem - czyżby chciał coś powiedzieć? Napięcie sięgnęło zenitu i momentalnie opadło. Edward dokończył papierosa i zgasił go o niebieski usztywniacz do prowadzenia notatek, leżący przed nim. Najwyraźniej nie miał zamiaru zabrać głosu. Jeszcze nie - niech młodzi się wyszaleją. Potem będzie czas na rozmowy, a odpowiedzi na pytania zadane przez pozostałych członków drużyny w pełni go satysfakcjonowały.
 
__________________
"Uproczywe[sic] niestosowanie się do zaleceń Obsługi"

Ostatnio edytowane przez K.D. : 26-02-2008 o 23:40.
K.D. jest offline