Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2008, 00:43   #10
Angrod
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
Jake kiwnął głową do majora i wyszczerzył zęby. Przynajmniej nie będzie miał trudności z przejściem na "ty". Znali się dosyć pobieżnie, ale ta niedźwiedziowata sylwetka zawsze budziła w nim sympatię. Nie można było nie poprawić sobie humoru patrząc na rumieńce O’hrurg, szczególnie jeśli znało się te historyjki krążące wśród żołnierzy z jednostki. Nawet jeśli okazały się nieprawdą.

Młodszy chorąży powstrzymał się od parsknięcia widząc projekcje swojej wymalowanej gęby. Dostrzegł kilka poszukujących spojrzeń i kiwnął głową w kierunku pozostałych, że to o nim mowa. Niektórzy sprawiali wrażenie jakby byli zdziwieni tym, że nie jest umorusany czarną farbą taktyczną. Dostrzec za to mogli nie widoczne na zdjęciu, krótkie włosy koloru ciemny blond. Brązowo-zielone oczy Dobrze zarysowaną twarz, ale bez odstających kości policzkowych. Nawet jeśli się nie uśmiechał wyraz jego twarzy budził sympatię. Może posiadał pewnego rodzaju wewnętrzna charyzmę przysługującą nie wielkim wodzom, a szkolnym urwisom. Pod prostym mundurem kryło się sportowe ciało stałego bywalca na siłowni. Siedział rozluźniony, ale bez ostentacyjnego łamania norm obyczajowych. Badawczo przyglądał się kolejnym osobom by móc zidentyfikować je z tymi na ekranie.

- Młodszy chorąży Jacob Montgomery Scott, lat 25, specjalista od zadań dywersyjnych, radiooperator, duże zasługi podczas misji w Afganistanie.

Przez całe życie będą mi wypominać ten Afganistan - pomyślał Jake i jego twarz przybrała poważny wyraz. Mimowolnie wspomnienia powróciły, a z nimi obrazy i nieodczuwalne z zewnątrz emocje, czy raczej ich echo.



Zamyślenie jednak nie trwało dłużej niż jedno mignięcie slajdu, bo oto ukazała się postać Amandy. Pierwsze wrażenie pozytywne. Wiadomo, każda misja potrzebuje jakichś doktorów do ich doktorskich spraw. Lubił kiedy otaczają go fachowcy, w zasadzie uznawał to za standard pracy. Kolejne, zdjęcia pilota i fizyka, zaraz zidentyfikował z siedzącymi przy stole.

- Konsultant do spraw zjawisk paranormalnych, były sierżant Edward Aleister Crowley, lat 38, doświadczenie wojskowe, od lat bada tajemnice Trójkąta Bermudzkiego.

Koleś wyglądał na jakiegoś zamroczonego kultystę, albo szarlatana-dziwaka. Jake miał tylko nadzieje, że nie będą musieli znosić obstukiwania wahadełkiem, ani wysłuchiwać z dupy wziętych teorii spiskowych.

Kolejny facet, spec od survivalu wyglądał trochę jakby go wyjęli z jakiegoś programu przyrodniczo-naukowego. Jake odbierał go jako gościa na wypadek awarii ekwipunku, takie koło ratunkowe. "Niby potrzebne a nigdy się go nie używa." Z drugiej strony - pomyślał - może być ciekawie wymienić się doświadczeniem.

Na szczęście następne osoby to przynajmniej wojskowi. Scott bał się, że zostawią go jako ochroniarza dla tych wszystkich badaczy, a potencjalną bazę Al-Kaidy rozbroją chyba siłą umysłu. Nie mógł jednak wymyślić do czego im specjalista od wywiadu. Powstrzymał się od gwizdnięcia przy zdjęciu Kate, nie był przecież wśród swoich, jeszcze nie.

Celem misji jest rozpoznanie terenu... Młodszy chorąży zaklął w myślach. Nie lubił tego typu rzadko przynosiły wyraźne korzyści i były bardzo ryzykowne. Naprawdę wolał, kiedy plan ustalany przez sztab był kompletny i opierał się na rzetelnych danych.

Scott ziewnął otwarcie i szeroko nie zakrywając ust ręka. Po prostu nie mógł się powstrzymać kiedy major rozwodził się nad geografią Trójkąta Bermudzkiego. - Chyba każdy wie gdzie on leży i po co go wezwano. Jednak kiedy O'hrurg przeszedł do szczegółów misji Scott wytężył koncentracje zapamiętując każdy istotny szczegół.

Padły pierwsze pytania, fizyk od razu pokazał, że człowiek nauki jak to mówią, zaczyna pieprzyć zanim ściągnie spodnie. Następnie tropiciel dał mu się ocenić jako człowiek pretensjonalny i wygłaszający oczywistości, no tak w sumie jest cywilem. Jake spojrzał na zegarek i zaklął w myśli. Zdążyłby na trening... Ale już po ptakach. Następnie wstał Straffey. Jacob od razu zorientował się z kim mado czynienia i szereg przekleństw przepłynął mu przez głowę. "Nie dość, że największy skurwiel jeżdżący po niższych stopniach jak po pierdolonym asfalcie to jeszcze nadający się do armii jak chuj do kontaktu." Może to pierwsze wrażenie było zbyt wyolbrzymione i spowodowane różnymi doświadczeniami z przeszłości. Jake doszedł w końcu do wniosku, że może się mylić, a nawet miał taką nadzieję i postanowił nie okazywać specowi od wywiadu zewnętrznej wrogości.

Przynajmniej Lane był konkretny i nie zachowywał się jak pierdolony specjalista, którego nie obowiązują te same zasady co innych ludzi. Wśród takich żołnierzy lubił pracować. Dłuższym, nieco wyzywającym spojrzeniem zmierzył Marti'ego. Uśmiechnął się mimowolnie. Z takimi żołnierzami lubił trzymać. Kolejno przeniósł wzrok na obie panie. Przynajmniej te zrozumiały wszystko od razu i cierpliwie czekały. Wydały mu się nieco zdystansowane, ale to i tak się zniweluje podczas misji. Póki co mają u niego plusa. Czego się nie spodziewał podobnym, a może i większym opanowaniem wykazał się ten, jak mu tam, Edward. Nie wyglądał na wioskowego szamana, a nawet nie zareagował na zaczepkę doktorka. Ale cały czas wyglądał dziwnie.

No i jeszcze na koniec, kiedy wydawałoby się wszystko załatwione ten James dojebał się do tego cudacznego notesiku. Wiadomo cywil, ale Jake i tak oczekiwał od niego, jako od "speca" więcej profesjonalizmu. No i jeszcze nagle wystąpił w obronie płuc nowych kolegów. Fakt, że mogli by się powstrzymać przez te jebane piętnaście minut i nie cwaniakować z fajką w pentagonie, ale czy to takie istotne?

Jake nie powiedział nic. Rozgraniczał obowiązki i inne pierdoły, chciał teraz wypełnić te pierwsze. Wszystko inne drażniło go i wywoływało w nim irytację. Na poznawanie jego charakteru grupa będzie miała jeszcze wiele okazji.
 

Ostatnio edytowane przez Angrod : 28-02-2008 o 14:06. Powód: Zapomniałem, że mam do czynienia z żołnierzami a nie z panną Izabelą.
Angrod jest offline