Sprawnie łapię sakiewkę i szybko przeliczam jej zawartość, po czym rozdzielam równo dla wszystkich, w tym czasie mówiąc Oczywiście krasnoludzie , że się podzielę, nie jestem tak zachłanny złota jak inni, mnie wystarczy to co mi daje natura, no i może odrobina złota na jakąś porządną broń.
W pierwszej kolejności daję część Targothowi. Razem pakujemy się w to gówno więc powinniśmy przynajmniej ustalić jakąś taktykę czy coś w tym stylu... po namyśle dodaję z ironicznym tonem ...chyba, że preferujecie podczas walki metodę "huzia na juzia"... kiedy kończę rozdzielać zaliczkę, chowam swoją część i poważnym tonem mówię Jestem tropicielem, tylko ja i druid potrafimy się odnaleźć się w dziczy, a jak powiedział burmistrz, ta sekta znajduje sie gdzieś w lesie, to znaczy że będziecie musieli nam zaufać.
Dodaję jeszcze jakby mi się przed chwilą przypomniało... Pozycja lidera mnie nie interesuje Rzucam obojętne spojrzenie na Salazar'a nie jestem typem przywódcy i myślę że bym się nie sprawdził, wolę być na zwiadach, lecz nasze role w walce mnie interesują i zamierzam podjąć ten temat skoro nikt tego nie robi...
Odgarniając swoje blond włosy z twarzy, spoglądam na towarzyszy i na ich reakcję, szczególnie skupiam swe zielone źrenice na dwóch łotrzykach.
Ostatnio edytowane przez Gorun : 28-02-2008 o 03:20.
|