Gdy czarno odziani jego moście opuścili karczmę, ich rozmówca powoli wstał i podszedł do kontuaru. Zaraz też niewiadomo jak i skąd w kuchennym progu pojawił się korpulentny karczmarz. Nieznajomy burknął do niego coś pod nosem i zaraz przed jego zdawana nieogolonym obliczem znalazł się skórzany kubek pełen bursztynowego aromatycznego płynu.
Nim jednak karczmarz zdążył ukryć się na powrót za kontuarem, w jednym z cienistych rogów przy wtórze odsuwanej ławy, trzeszczenia dawno nieoliwionej skóry, wstał postawny jegomość. Powoli przeciągnął się niczym niedźwiedź budzący się z zimowego snu, wprowadzając w dziki taniec ogniki odbijające się od polerowanych łebków pikowanej stalowymi guzami kurty, poczoł przesuwać się w stronę kontuaru. Posturę na ile potrafiliście ocenić w zalegających karczmę ciemnościach miał zajście imponującą, nie wiem czy innemu człowiekowi, była taka dana - bo był to człowiek, ale gdy tylko przesunął się w krąg rzucanego przez kaganek światła, uwaga wszystkich obecnych skupiła się na włosach nieznajomego. Ich kolor nie przypominał żadnego, z jakim się do tej pory spotkaliście. Nie był rudy jak niedawno widzianego młodzieńca, ani ognisty jak stojącej nieopodal dziewczyny, bliżej mu było do rozżarzonego żelaza niźli do płomienia. Krwiście czerwone a jednak bijące własnym zdałoby się blaskiem niczym jęzory lawy ściekały spod niedbale związanej opaski, lepiąc się policzków i karku.
Mąż ów ciężkim krokiem podszedł do karczmarza, ten zrazu skurczył się w sobie nerwowo gmerając pod deską. Jednak, gdy tylko pusty kufel zagościł na kontuarze, grubas odetchnął i z wyraźną ulgą zabrał się za jego napełnianie.
Znajoma czynność widać dodała animuszu szynkarzowi, który skrzeczącym głosem wychrypiał - pięć miedziaków, jeśli łaska - przy czym jego świńskie oczka lubieżnie powędrowały ku leżącej po środku stoła sakiewce.
Nagły podmuch wieczornego chłodu, rozchwiał przywieszone pod podwalą kaganki. W świetle z rozmachem rozwartych odrzwi stał człowiek mizernej postury w przemoczonym wieśniaczym ubraniu, na obwiązanym lichą szmatą kikucie opartą kuszę napiętą trzymając. Chwilkę stał oślepiony karczemnym mrokiem, wzrokiem szaleńca w koło strzelając. W końcu przekrwione tęczówki na dziewczynie, co po środku sali stała, się zatrzymały. - Ha! Dobrze prawili, że cię tu znajdę..! - Krzyknął piskliwym głosem. - Przybłędo jedna! Teraz inaczej patrzysz, tera kamratów twych niema! Ta... Wisełka radować się będzie... Za krzywdę mą zapłacić ci przyjdzie..! Oj przyjdzie...
Ostatnio edytowane przez Nimsarn : 07-03-2008 o 21:28.
|