Feide Corbonne
Feide szybko zapomniała o swoich towarzyszach, zajęła się działaniem na własną rękę i stwierdziła, ze lepiej jej to wychodzi w pojedynkę. Nie musiała się z nikim dzielić łupem, poza ty chodziła gdzie chciała i to ona o wszystkim decydowała. Kupiła sobie nowe skrzypce i piękną kara kulbakę, która przemierzała całe Aerdin.
Przyjechała do Aldersbergu razem z zachodem słońca, w stajni zostawiła swoją ukochaną kobyłkę, podrzucając stajennemu sakiewkę, aby dbał o nią jak najlepiej potrafi. Po czym przebrała się w swoją ulubioną czerwoną sukienkę, poprawiła obfity biust, który przyjemnie dla oka zaokrąglał się i uwypuklił pod wpływem gorsetu, do tego wzięła skromny wachlarzyk. Dokładnie ułożyła brązowe długie włosy, które kilka dni temu ubarwiła. Schowała sztylety, na nachalnych kawalerów, w długie wiązane buty. Włożyła ulubiony niebieski łańcuszek, który podkreślał jej szafirowe oczy. Umalowała jeszcze usta czerwienią, wyperfumowała się słodką wanilią i ruszyła w stronę centrum. Gdy wypytała się o wszystko co wydało jej się ważne skierowała się w stronę „Tańczącej Gęsi”.
Stanęła chwilę przed szyldem zastanawiając się chwile czy to aby faktycznie „Tańcząca gęś” gdyż rysunek wcale jej nie przypominał. Uchyliła drzwi i stanęła w progu, wypatrując rycerza. Obleśni ludzie ze świty i żołnierze szczerzyli się do niej wpatrując jak w obrazek. Feide przyzwyczajona już ignorowała to. W głębi duszy miała ochotę wziąć skrzypce i zacząć grać, ale nie była tu po to, mała inne zadanie tego wieczoru.
Dostrzegła go. Blondyn w lśniącej zbroi o szlachetnych rysach twarzy. Odwzajemniła uśmiech naiwniak pomyślała. Pełnym gracji ruchem, skierowała się w stronę mężczyzny. W pewnym momencie do stołu podeszła czarnowłosa kobieta z psem. Cholera niech ta latawica spierdala z tym zapchlonym, futrzanym szczurem i tak nie ma za mną szans pomyślała, lecz nie zmieniło to ani trochę mimiki w jej piękne i radosnej buzi.
- Witaj Panie rycerzu - powiedziała słodko wpatrując się tylko w blondyna, nie zwróciła nawet uwagi na pozostałych siedzących przy stole. – Wielką przysługę zrobi mi Pan rycerz, jeśli pozwoli przy sobie usiąść, tyle dzisiaj hołoty i napaleńców w karczmie , niebezpieczne czasy dla samotnej i bezbronnej kobiety, a przy boku prawdziwego rycerza... – uwodzicielsko zatrzepotała rzęsami i poprawiła włosy – Czuję się tak jakoś bezpieczniej...- uśmiechnęła się ładnie wlepiając swoje duże niebieskie oczy w oczarowanego Rodericka i machając od czasu do czasu skromnym wachlarzykiem.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 11-03-2008 o 16:45.
|