Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2008, 22:40   #8
DrHyde
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
- Spójrzcie tylko tam, widzicie te góry? Tam elfy mieszkają, tam jest ichnie królestwo. (...) Zgroza. Kto tam pójdzie, ten już nie wraca.

Ostatnie Życzenie



Beres


Smród jaki poczuł burmistrz był tak motywujący, że dwie pełne sakiewki od razu powędrowały na stół. Brzęk monet o solidne dębowe biurko ucieszył wiedźmina.

- Tu masz swoje dwieście denarów i … i idź już do cholery bo śmierdzisz Beres!

Wiedźmin powąchał się i doszedł do podobnych wniosków. Zwłaszcza, że eliksiry jeszcze działały. Musiał się spieszyć do „Tańczącej Gęsi”. Zażyć kąpieli i łoża, zanim Mewa przestanie działać. Ta walka była szybka. Beres spodziewał się większego problemu niż młody Zeugl. Wstał w końcu pozostawiając resztki śmieci i posoki Zeugla na obijanym skórą krześle. Burmistrz Flavio aż zamarł.

- To drogie krzesło wiedźminie…wszystko jest tu drogie… co ty możesz wie…

- Zamknij się Flavio nim poszerzę Ci uśmiech.

Wiedźmin wyszedł po prostu. Bez pożegnania. Jeszcze tu wróci. Tego burmistrz z namiestnikiem dowiedzą się, gdy jaja Zeugla się wyklują.
Słońce zaszło a w mieście zapadł zmrok. Beres podążał brukowanymi uliczkami w kierunku karczmy, trzymając konia za uzdę. Siły powoli go opuszczały. Musi odespać. Jutro rano wyjazd z tego co mówił ten wieśniak Jarre. Beres nie rozumiał tylko po co ma tam jechać. Chłop nie był zbyt rozmowny. Mówił tylko, że mają zapłatę. Nic więcej go nie obchodziło. Powoli zbliżał się do drzwi gospody. Słyszał gwar w środku. Otworzył drzwi. Wszyscy umilkli jakby właśnie zobaczyli śmierć. Dużo się nie mylili. Jego wygląd nie wiele różnił się od trupa i do tego te czarne ubranie. Wszyscy zgromadzili się przy centralnym stoliku i chyba się o coś kłócili. Nagle jeden z żołnierzy się odezwał.

- No i masz swojego hycla Rambert …


* * *

Karla Bijoux, Feide Corbonne, Brandis, Dersitto Bumblebee i Don Fiasco


Roderick zlekceważył wszelkie rozmowy. Dziesiętnik Rambert Bratek spojrzał na rycerza i skwitował krótko.

- No i się zaczyna.

Rycerz wstał niemalże podnosząc stół. Wyprostowana postawa i wzrost potęgowały jego męstwo i idealny wizerunek niczym Księcia z Bajki. Zarzucił grzywą do tyłu, delikatnie uśmiechnął na bok i podszedł do nowoprzybyłej. Ukląkł na kolano i ujął w górę jej dłoń.

- O nadobna niewiasto o oczach niczym najpiękniejsze z gwiazd. Był bym ja ci twym obrońcom jeśli taka twa wola, lecz wiedzieć musisz, że ślubować musiałem smoka ubicie, by przyszłą ukochaną za żonę wziąć. Smoka owego szukam, lecz gdy go znajdę niechybnie o tobie nie zapomnę.

Rambert zrobił minę, jakby właśnie miał się zerzygać. Podszedł nieco bliżej stołu i spojrzał na list z pieczęcią namiestnika, który Roderick miał ogłosić.

- Miłościwy Panie. Śmiem przypomnieć o liście od namiestnika, co go przeczytać musimy bo nie wszyscy zgromadzeni wiedzą.

Roderick wstał z dumą i rzekł.

- Zaiste musimy. Czytaj więc dziesiętniku Bratek.

Żołnierz wziął papier stanął pewnie na stołku, co by go wszyscy słyszeli i zaczął prawić co napisane.






Do rąk cnego rycerza, Rodericka Śmiałego.

Z rozkazu miłościwie nam panującego, władcy na ziemiach państwa Aedrin, Króla Demawenda syna Virfurila nakazuje się co następuje. Festiwal Kwiatów przeniesiony zostanie do Dol Blathanna we wsi Dalia. Karawanę przyszykować na konwój kwiatów cennych i dóbr ogrodników szanownych. Zbrojnych w sile dziesięciu do drogi przygotować i na Dzikie Elfy zważać. Festyn w dzień dożynek się odbędzie. Także w ten dzień święto Velen wypada, co dla nas się szczęśliwie zapowiada. Na uroczystości kapłanki z Ellander nas zaszczycą i modły odprawią za urodzaj naszej wspaniałej krainy. Pierwej wozy z pospólstwem i sprzętem pojadą, co by wieś do ceremonii przygotować. Z dniem jutrzejszym skoro świt nakazuje się wyjechać.

Wielce uniżony sługa namiestnika Aldersbergu

Vizbert Kaprawy







Rycerz rzucił spojrzeniem po wszystkich. Usiadł wygodnie obok Bratka, który już zaczął coś zapisywać na kartce. Roderick po chwili zadumy podjął temat.

- Do robót zgłosił się już krasnolud Brandis w roli majstra rzemieślnika. Potrzebni chętni artyści, robotnicy, kucharze i pomocnicy. Sami wiecie co na festynie się dzieje. Dziesiętnik Bratek spisze teraz wasze miana i to czym się kto zajmie. Wyruszamy skoro świt, więc po zapisach idźcie spać. Droga jest długa i niebezpieczna. Watahy elfów grasują na szlaku. Podobno na dwie karawany z górskich kopalni już napadły.


- Wiedźminów i innych dziwaków nie potrzebujemy.
– Dodał Rambert.

Drzwi otworzyły się z łomotem i do środka wpadł jesienny powiew wiatru. Wszyscy umilkli. W progu stanęła postać śmierdząca i przerażająca. Niektórzy dosyć szybko zidentyfikowali go jako wiedźmina, który przyjął robotę na śmietnisku. Łysawy, spasiony karczmarz wyszedł zza szynkwasu, wycierając ręce mokre od wody w fartuch. Już chciał coś, gdy jeden z żołdaków palnął bezmyślnie.

- No i masz swojego hycla Rambert …
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 02-05-2008 o 16:18.
DrHyde jest offline