- Szybko jest tu trzech Gauru to damy radę. Musimy jechać. Podajcie mi mój plecak szybko, proszę. Mamy mało czasu. Deidre niewiele myśląc podniosła z ziemi jego rzeczy. Szon nie powinien nigdzie się ruszać w takim stanie ale była pewna, że cokolwiek powie on i tak jej nie posłucha. Chłopak wydawał się balansować na granicy paniki. Cokolwiek ciągnęło go na Ella Street musiało to być niezwykle ważne. Lekko drżącą ręką podała Szonowi jego plecak i garderobę oraz pomogła mu się ubrać. Jego podenerwowanie i pośpiech zaczęły jej się udzielać. - Chłopcy, skoro Szon mówi, że to takie ważne to chyba powinniśmy mu zaufać – zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie o pozwolenie – Jeżeli weźmiemy waszą półciężarówkę będziemy na miejscu lada moment. Ale ty Szon opowiesz nam po drodze dlaczego tak ci się śpieszy i co ma do tego Żmij? Spojrzała jeszcze na braci czy aby nie za daleko zagalopowała się w snuciu planu. - I może powinniście poprosić o wsparcie jeszcze kilku Garou? Szon, czy jesteś absolutnie pewny, że na miejscu czeka nas walka? I dlaczego wrogowie Gai chcą zaatakować ten squot? – sama się zdziwiła z jaką lekkością użyła słowa „nas”. A na co ona mogłaby się tam przydać? Westchnęła zrezygnowana. Jako człowiek była przecież bezużyteczna w takiej rozgrywce. I zapewne bardziej będzie wadzić niż pomagać. Ale nie zamierzała puścić ich tam samych. Wolała mieć Szona na oku. Wciąż kiepsko wyglądał i niewiadomo jak jego ciało podoła kolejnym wysiłkom.
Ostatnio edytowane przez liliel : 13-03-2008 o 16:01.
Powód: nieścisłości
|