Ryk silników, kurz, smród spalin, śmiechy kierowców i panienek, które ich zbawiały przed wyścigiem. Na ten jeden dzień Nowy Jork stał się zupełnie innym miastem.
Nic dziwnego, przecież za chwilę miał się rozpocząć wielki wyścig „Cannonball”- największe wydarzenie od wybuchu wojny.
Na obrzeżach miasta znajdował się Park Maszyn, miejsce gdzie znajdowali się wszyscy raiderzy ze swoimi furami. Niektórzy zabawiali się z praktycznie nagimi dziewczętami, a inni dopieszczali swoje samochody, tak jak Roy, zwykły facet z Vegas.
Brudny od sadzy i kurzu mężczyzna sprawdzał każdą część w swoim samochodzie. Musiał mieć pewność, że się na nim nie zawiedzie.
Z wnętrza pojazdu samochodu dobiegały odgłosy muzyki, puszczanej z radia. Piosenka, która aktualnie leciała, dziwnie pasowała do sytuacji. Roy majstrował przy samochodzie, kiwając się do jej rytmu i nucąc dobrze mu znane słowa: ”Riders on the storm.
Riders on the storm.
Into this house we're born
Into this world we're thrown ...”
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SMvfAYEaE8c[/MEDIA]
-Jeszcze jedna śrubka i skończone- powiedział sam do siebie, dokręcając ostatni element. Zamknął maskę i z uśmiechem wyciągnął papierosa, który po chwili tlił się w jego ustach. Tak… Piękne podsumowanie pracy.
Jego uwagę przykuł mężczyzna, ubrany w skórzaną kurtkę i spodnie, stojący przy swoim Jeepie ze sporą rzeszą pół nagich panienek, wsłuchanych w jego opowieści wyciągnięte prosto z dupy. Jego słowa aż śmierdziały ściemą, w końcu nikt w pojedynkę nie rozwali całego plemienia super- mutantów… Runner uśmiechnął się tylko słysząc te bzdury. Wiedział, że ten facet jedzie na pewną śmierć, wiedział też, że pośród tych wszystkich ludzi jest więcej takich cwaniaków.
W pewnym momencie ów facet zobaczył śmiejącego się Roya. -Coś ci się kurwa nie podoba !?- krzyknął robiąc krok do przodu -Skąd, wszystko mi się podoba- odkrzyknął- a szczególnie twoje bajeczki!- zaśmiał się pod nosem. Drwiny widocznie zdenerwowały faceta. -Takiś cwany? Zobaczymy się na trasie, wtedy pokażesz co potrafisz, dupku- odpowiedział i poszedł razem z dziewczynami w kierunku namiotów. O’Neil zaśmiał się ponownie. Wyścig nie zdążył się dobrze rozpocząć a on już znalazł sobie wroga. -Więc do zobaczenia…- dodał cicho, poważniejąc.
Podszedł do swoich rzeczy i wrzucił je do bagażnika. Wziął ze sobą tylko wodę i swój karabin, które położył na siedzeniu pasażera, które i tak było cały czas wolne, ponieważ
do rajdu przystąpił samotnie.
Wychodził z założenia, że nic nie zastąpi samotnej jazdy z prędkością 150km/h i włączonym na cały regulator radiu.
Po chwili Roy podjechał do linii startu, aby wysłuchać Płk. Pytona i Marlona de Rossi, którego O’Neil kojarzył z Vegas. Nigdy go nie poznał osobiście, ale w mieście dużo o nim mówiono… Bardzo dużo.
„Skalp mutanta i część jakiejś maszyny”- jedyny warunek otrzymania nagrody. Runner spojrzał na swoją metalową tabliczkę z numerem. -No nic, będzie trzeba zapolować w czasie drogi- uśmiechnął się na myśl o sprzątnięciu jakiegoś mutasa z bezpiecznej odległości swoją snajperką, wprost nie mógł się doczekać.
Chwycił pewnie kierownicę i poprawił się w fotelu. „No to jazda”- pomyślał, gazując samochód przed startem.
Ostatnio edytowane przez Zak : 13-03-2008 o 17:14.
|