Beres
Wiedźmin taktownie udał, że nie słyszy co powiedział jeden z żołdaków. Był zmęczony i nie chciał wszczynać bójki przeszedł przez środek czując, że wszyscy się na niego gapią. Co ja jestem - śmierć? Chyba gdybym wszedł tu z kosą, to większość uciekłaby zanim zdążyłbym dojść do połowy sali. - Pomyślał i zaraz potem sam sobie odpowiedział na pytanie. Ci ludzie na prawdę tak uważali.
Cisza, która zapadła po jego wejściu zdawała się wypełniać karczmę. Nikt nawet nie drgnął. Beres skierował się w kierunku swojego pokoju. Nie obchodziło go czego chciał ten Rambert. Na razie musiał odpocząć. Wszedł i zamknął drzwi na klucz i zasłonił okno, po czym szybko zrzucił z siebie ubranie. Zażądał, by stała wanna wody i widocznie bali się go na tyle, by mu ją dostarczyć. Podszedł do niej i włożył rękę. O dziwo jeszcze gorąca! Nie roztrząsał tego dalej i z lubością zanurzył się. Zaczęło go ogarniać znużenie i błogi spokój.
Eliksiry przestawały już działać i wiedźmin wyszedł z kąpieli. Wziął swoje brudne rzeczy i skrzywił się - nie lubił prać, a już szczególnie czegoś tak śmierdzącego. Mimo to, opłacało się. Beres przebrał się i położył zamierzał zejść na dół, jak tylko jego kurtka wyschnie. Chyba już się uzależniłem od tego sprawiania złego wrażenia. Nie wyobrażam sobie cholera, żebym zszedł tam na dół w samej koszuli.
Wiedźmin leżał i odpoczywał. Rozluźnił się, bo wiedział, że jeszcze długo karawana będzie tu czekała i nie odjedzie, przynajmniej na to wszystko wskazywało. W końcu coś go zaniepokoiło. To normalne, że żołnierze siedzą w karczmie. Ale dlaczego wszyscy razem i w dodatku w takim towarzystwie? Mimo to nie chciało mu się schodzić.
Ostatnio edytowane przez Hawkmoon : 13-03-2008 o 15:34.
|