Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2008, 15:53   #8
Bulny
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Malcolm siedział na siedzeniu przy otwartych drzwiach kończąc właśnie zakładać naciąg na swój kochany werbel Black Panthera zrobiony z ręcznie młotkowanego brązu. Reszta jego zestawu leżała obok, w paczce po 21-calowym monitorze LG. Gdy skończył robotę uderzył w naciąg instrumentu srebrną pałką. Ach, brzmienie było ciepłe i selektywne, nie przypominało to werbli z nagrań jakich słuchał Malcolm. Choć nie, kiedyś miał okazję posłuchać sobie takiego fajnego jazzowego zespołu - "Blood, Sweat and Tears". Tak, brzmienie bębna było idealnie takie samo. W każdym razie uśmiechnięty mężczyzna położył instrument na kolanach spojrzał na Rosjanina, któremu pomagał jego najlepszy kumpel - John.

- Niet tawariszu! Te mniejsze! - krzyczał Ruski, leżący pod wozem, ze swoim typowym akcentem.
- Dobra, dobra, już daję.... To ta? - Odpowiedział Fieldstone mechanikowi, wyciągając śrubę ze skrzynki ze skrzynki.
- Tak, to ten... Dawaju. - Pavlov wziął śrubokręt , po czym zaczął dalej grzebać. Usterka nie była zbyt duża, wystarczyło załatać pewną mała dziurkę w podwoziu, więc naprawa nie była zbyt skomplikowana.

Po chwili obcokrajowiec wylazł z pod wozu, ze słowani:
- Skończone. Jedziemy tawarisze!
Fieldstone wlazł na fotel kierowcy, rosjanin zajął fotel obok, a Baker przesiadł się do tyłu. Ta pozycja nie była jednak typową dla niego. Gdy wóz ruszył, Malcolm wstał z kanapy, obrócił się do tyłu i otwierając szyberdach usadził się wygodnie na przednich fotelach, które specjalnie zostały do siebie trochę przybliżone. Nim jednak to zrobił, wziął z pod nóg, leżący w pochwie stary miecz obosieczny i razem z nim wyłonił się z samochodu. Facet oparł jedną rękę o dach auta, a drugą machał mieczem, podczas gdy John manewrował pomiędzy ludźmi. Gdy ich Polymouth przemieszczał się krętymi uliczkami "Wielkiego Jabłka" koleś mógł zobaczyć wszystko. Od starych rozpierdzielonych crossów, aż po wozy bojowe i... Gigamuta.

WidzÄ…c wielkiego stwora, Malcolm uradowany krzyknÄ…Å‚ do kierowcy:
- Ale bym se go teraz tak włócznią dziabnął!
- Spokój! Póki jesteśmy w mieście masz być grzeczny! Pajal? - odpowiedział mu kierowca, pod koniec zdania naśladując nieudolnie akcent jadącego z nimi rosjanina. Na odpowiedź kompana, perkusista zareagował jedynie cichym warkotem.
I tak go dorwę za miastem... - pomyślał rozglądając się dalej.

W NY można było zobaczyć każdego. Zaczynając na tępych Hegemończykach, poprzez popieprzonych gości z Salt Lake - choć religia wyznawana przez tych typków, zwana "Kultem Forda", bardzo podobała się Detroitczykowi. No skoro o Detroit mowa. Nie mogło tu zabraknąć popieprzeńców z rodzimego miasteczka. Gdy wóz w którym siedział Malcolm mijał odpicowanego Forda Mustanga zauważył tam swojego starego znajomego.
- Garry! - Krzyknął w stronę ziomka, machając mu mieczem. Kumpel odpowiedział mu tym samym, z tym iż on w ręce trzymał Uzi.
Niezła konkurencja... - pomyślał Baker obserwując resztę startujących.

Po chwili jednak jego wzrok utkwił w jednym punkcie. W wielkim, odrapanym wozie bojowym siedziała przepiękna kobieta. Choć takie zachowanie nie było w typie chłopaka, to tym razem jednak zamilkł przypatrując się jej bliżej. Cisza, która dochodziła z góry zaskoczyła resztę teamu, który również popatrzył się w tamtą stronę. Siedzący u góry Malcolm w tym czasie spojrzał pod prawym ramieniem na swojego "brata", który również przypatrywał się lasce.
Tiaa... Narumakowane - pomyślał drummer kierując spojrzenie znowu w stronę anioła. - Podróżuje z dwoma kolesiami, co może być przeszkodą - znowu naszło mu na myśl, gdy zobaczył jakichś dwóch "arystokratów" w wozie. - No, ale nie dla Johna. Cóż, zdrowa rywalizacja - uśmiechnął się chudzielec odwracając w końcu wzrok.

Gdy wózek dojechał już na miejsce startu, a John usadowił go między dwoma motorami, na których siedzieli jacyś goście z pod ciemnej gwiazdy. Jeden - jakiś długowłosy szatan, ubrany cały na czarno (Nathaniel). drugi był gruby w wyglądał jak typowy amerykański tępak na Harleyu. Pałkerowi od razu na myśl przyszło, aby tuż po starcie staranować obu gości, aczkolwiek prowadzący gitarmen ma honor, i poczeka z tym co najmniej kilometr. Nie wiadomo jednak, czy wóz nie odjedzie za daleko. Przy jego przyspieszeniu i umiejętnościach Fieldstone'a nie było to trudne. Ruski mówił, że jakby tej bryce doczepić skrzydła, to by odleciała. Trzeba się kiedyś przekonać, czy to prawda.

Malcolm usiadł tym razem już na wygodnej kanapie, i wziął werbel do rąk. Nie przysłuchiwał się słowom organizatorów. Interesował go jedynie rychły start ich maszynki. Bez problemu jednak w warkocie silników wyłapał słowa mówiące o trofeach, które trzeba dowieźć do mety.
- To co chłopaki? - zapytał towarzyszy z uśmiechem na twarzy - Jak zwykle przedobrzymy i przywleczemy im jakiegoś całego łowcę, nie?

Nim skończył mówić rozległa się komenda startu. Gdyby wyścig ten odbywał się przed wojną słowa komentatora teraz ciągnęłyby się w nieskończoność:
- IIIIII POOOOOSZLIIIIIIII! Z PRRRAAAAAAWEEEEEEJ JAAAAAAAKBYYYYY SZYYYYYYBCIEEEEEEEEEJ! ALE INDIAŃCE NIE DAJĄ ZA WYGRANĄ!!!!

John oczywiście zapuścił jakąś skoczną muzyczkę, a prędkość wozu niemal wgniotła biedną, siedzącą z tyłu, chudzinę w fotel...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=R_HKns1XEFM[/MEDIA]
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)

Ostatnio edytowane przez Bulny : 13-03-2008 o 16:10. Powód: No muzyczkę musiałem dać :razz:
Bulny jest offline